[ Pobierz całość w formacie PDF ]

pochód.
Teraz wyjął pistolet. Rozpoznał ludzki głos, mówiący prawdopodobnie po niemiecku.
Nie był tego pewien. Pułkownik Karamazow znał niemiecki, Antonowicz - nie.
Trzymając w zaciśniętej pięści steczkina, rozsunął gałęzie. Mógł rozróżnić głos
dziecka i kobiecy śmiech. Rosjanin opadł na kolana Pod osłoną krzewów posuwał się dalej.
Zeschłe liście przyczepiały się do wojskowych spodni. Widok zasłaniała mu szerokolistna,
niskopienna roślina. Rozsunął liście na boki. Zobaczył kobietę o blond włosach upiętych
nisko i przewiązanych kokardą. Miała na sobie zwiewną, letnią sukienkę. Dziecko w
podkoszulce i szortach koloru khaki biegało dookoła, bawiąc się piłką.
Z bliska kobieta wyglądała bardzo młodo. Złapała piłkę i posłała ją w kierunku
chłopca, turlając po ziemi. Malec złapał piłkę. Oboje zaczęli się śmiać. Kobieta poprawiła
sukienkę i klasnęła w dłonie, wołając coś melodyjnym głosem.
Antonowicz spojrzał w prawo - oszklona wieża, niewątpliwie klimatyzowana.
Obserwował wieżę gołym okiem, w obawie, że odblask szkieł lornetki mógłby
zdradzić jego obecność. Znajdowało się w niej prawdopodobnie dwóch ludzi. Jeden stał przy
najbliższym oknie, drugi chyba siedział. Antonowicz dostrzegł tylko czubek jego głowy, gdy
tamten się poruszył. Wyglądali raczej na obserwatorów niż strażników.
Wieża po lewej stronie była tak oddalona, że stanowiła tylko nikły punkt na
horyzoncie. Ale właśnie na lewo, nie opodal miejsca, na którym bawiła się kobieta z
dzieckiem, wznosiła się góra. Odsłonięty granitowy szczyt. U podnóża widać było masywne,
chyba mosiężne drzwi, usytuowane między dwoma kolumnami, które przypominały
pochodnie. Głowice paliły się równym płomieniem gazu.
Zmiech dziecka ponownie przyciÄ…gnÄ…Å‚ uwagÄ™ Antonowicza ku rozbawionej parze.
Wówczas zauważył stojące w centralnym punkcie ogródka monumentalne popiersie z brązu.
Bez trudu rozpoznał tę twarz. Mogła należeć tylko do Adolfa Hitlera.
Zmusił się, by odwrócić wzrok. Znowu lustrował górę. Jej wierzchołek spowijały
strzępy białej mgły. Na wysokości stu stóp ponad drzwiami widniały długie podesty.
Uzbrojeni mężczyzni przemierzali je w regularnych odstępach czasu. U samej góry musiały
być zainstalowane urządzenia przekaznikowo-radarowe. Antonowicz mógł teraz pogratulo-
wać sobie zdolności przewidywania. Rekonesans przeprowadzał przy zachowaniu
maksymalnej ostrożności, posługując się sprzętem elektronicznym, co eliminowało niemal
zupełnie możliwość bezpośredniego rozpoznania.
Szczyt góry pokrywała sieć stanowisk przeciwlotniczych. Rodzaju dział Rosjanin nie
mógł określić. Wyniki badań przeprowadzonych przy użyciu promieni podczerwonych kazały
mu podejrzewać, że cała góra najeżona jest rakietami  ziemia-powietrze .
Bez względu na to, że przeważające siły nazistów znajdowały się z dala od centrum,
wykorzystanie helikopterów do zdobycia twierdzy było niemożliwe. Jedynie atak piechoty
przy wsparciu z powietrza dawał szansę przedarcia się do wnętrza.
Antonowicz jeszcze przez chwilę patrzył na ładną, młodą kobietę i dziecko.
Przypominali mu o rzeczach, o których nie wolno mu było myśleć, dopóki jego bohaterski
pułkownik Karamazow nie opanuje całej Ziemi.
A jednak tak bardzo pragnął wyciągnąć rękę i delikatnie dotknąć roześmianej kobiety.
ROZDZIAA XII
Istniało na to jakieś francuskie określenie, które umknęło jej z pamięci. Delikatnie
masowała nabrzmiały brzuch, bardziej obserwując frau Mann, niż jej słuchając.
- Heleno? Wszystko w porządku? Wydaje mi się, że...
- W porządku, pani Mann. Urodziłam już wiele dzieci, a to tutaj mówi mi, że
nadejdzie niedługo, ale jeszcze nie teraz. - Helena Sturm uśmiechnęła się, kładąc ręce na
dzielÄ…cym je stoliku.
Było to ulubione miejsce żon oficerów. Położone na najwyższym piętrze, obok kwater
oficerów polowych. Z okien roztaczał się widok na cały Complex. Ulice tętniły życiem; ruch
pieszych, kilka prywatnych pojazdów, natłok maszyn transportowych. W oddali widać było
Centrum Edukacji, usytuowane na obrzeżach zabudowań rządowych.
Helena pomyślała o Manfredzie i jego bezwzględnej lojalności wobec Jugendu.
- Nie słuchasz mnie, Heleno. - Pani Mann uśmiechnęła się lekko.
- Przepraszam, pani Mann. Myślałam o swoim najstarszym synu.
- Obawiasz się, że cię szpieguje?
Filiżanka w ręku Heleny zadrżała. Rozejrzała się po przestronnej sali. Sąsiednie stoliki
zajmowały kobiety takie jak ona. Większość z nich znała. Siedząca w pobliżu Maria - na-
rzeczona jej brata, Zygfryda, dostrzegła Helenę i pomachała ręką. Helena uśmiechnęła się i
skinęła dłonią. Zygfryd, podobnie jak jej mąż, walczył teraz w Ameryce Północnej, pod do-
wództwem Wolfganga Manna. Niepokoiła się o nich. Jeśli podwinie im się noga, spisek
przeciw wodzowi wyjdzie na jaw. Aresztowaniom nie będzie końca.
Dotknęła swego brzucha, zmieniając pozycję. Małe krzesło z drewnianym oparciem
było twarde i niewygodne.
- Heleno? - głos pani Mann przywołał ją do rzeczywistości.
- Nie, nie wiem na pewno. Myślę, ze Manfred ma oczy i uszy szeroko otwarte.
Przywiązuje dużą wagę do polityki. Czy szpieguje mnie na czyjeś zlecenie? Chyba jeszcze
nie.
- Gdyby się dowiedział... - Pani Mann przerwała w pół słowa. Podeszła kelnerka z
tacą kanapek, zapytała, czy życzą sobie czegoś i odeszła. Pani Mann podjęła na nowo: - Jeżeli
Manfred się dowie, wszyscy zostaniemy zgładzeni.
- Nie mogę uwierzyć, że byłby zdolny złożyć donos na własną matkę - uparcie
twierdziła Helena.
Nie miała ochoty na kanapki ze smażoną kiełbasą i jajkiem. Sam zapach przyprawiał
ją o mdłości. Jednak ze względu na swój stan próbowała zmusić się do jedzenia. Wzięła
kawałek i skubała go w zamyśleniu.
Pani Mann zgasiła papierosa i ciągnęła dalej:
- Mój mąż nie nawiązał wczoraj kontaktu radiowego, tak mi powiedziano. To znaczy,
że albo coś jest nie w porządku, albo czas zbyt bliski, by ryzykować dekonspirację.
- Miejmy nadzieję, że to drugie. Pułkownik Mann wie, co robi.
- Rozmawiałam dziś rano z członkiem sztabu feldmarszałka Richtera. Oficjalne
komunikaty wciąż napływają. Znalezli duże zgrupowanie wojsk sowieckich w południowo-
zachodniej części byłych Stanów Zjednoczonych. Pierwsze starcie wygrali.
- To tylko umocni pozycję wodza. Sowieci staną się pretekstem do zwiększenia
liczebności armii na wypadek wojny totalnej.
- W tym komunikacie Wolfgang przesłał też wiadomość dla mnie.  Znalazłem różę .
Czyli znalazł sposób, aby ocalić Berna.
Helena Sturm rozejrzała się wokół niespokojnie. Wymawianie imienia Dietera Berna
groziło natychmiastowym aresztowaniem pod zarzutem zdrady.
- Mam nadzieję, że ma pani rację, pani Mann.
- A jeżeli mój mąż i jego oddziały nie zdążą na czas, zrobimy to sami. Tak, jak
ustaliliśmy. Zgadzasz się?
- Tak. - Helena Sturm położyła dłoń na brzuchu. - Mimo wszystko.
- Jeśli zabiją Wolfganga, wszystko stracone - wyszeptała pani Mann.
Helena przyglądała się jej. Ta z kolei wpatrywała się w kanapkę - identyczną, jak
zamówiona przez Helenę. Położyła serwetkę obok porcelanowego talerza, ozdobionego
delikatnym chińskim wzorem.
- Zaraz wracam.
Pani Mann odsunęła krzesło i wstała, wygładzając spódnicę dłonią. Przewiesiwszy
torebkę przez ramię, skierowała się do toalety. Helena śledziła ją wzrokiem. %7łona Wolfganga
Manna szła wyprostowana, wymieniając zdawkowe uśmiechy i powitania z kobietami, obok
których przechodziła. Sposób poruszania się, fryzura, ubiór - wszystko było bez zarzutu,
bliskie perfekcji. Jej mąż był wyższym oficerem liniowym. Po pierwszej fazie kampanii miał
awansować na oficera sztabowego. Ale jeżeli próba uratowania Bema i odsunięcia wodza od [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • qus.htw.pl