[ Pobierz całość w formacie PDF ]

dziecka. A potem nastąpiło rozstanie.
Dotyka listów. Jest bardzo ciekawa. Cholernie. Nie do wytrzymania. Bierze jeden z
nich do ręki i przejeżdża palcem po zagięciu kartki wewnątrz koperty. Ale potem go odkłada.
Czuje, że te listy są czymś świętym.
Poza tym pewnie są obrzydliwe. To byłoby równie okropne, jak znalezć się w
erotycznym śnie matki. Jak raz się coś takiego przeczyta, trudno wymazać to z pamięci.
Janie odkłada listy i zdjęcia do pudełka. Bierze do ręki kanadyjską monetę i
zastanawia się, kiedy ojciec po raz ostatni odwiedził Kanadę. Uśmiecha się i kładzie monetę
obok srebrnego dolara. Podnosi medal za bieg przełajowy i obraca go w palcach. Przysuwa go
do twarzy i mruży oczy, żeby zobaczyć wszystkie szczeliny i zagłębienia.
- Ja też biegam - mówi cicho. - Ale trochę inaczej. Po ulicy.
Przez chwilÄ™ trzyma medal, a potem przyczepia go do plecaka.
Patrzy na prawo jazdy. To jego pierwsze prawko, dawno wygasłe. Zdjęcie jest
przekomiczne, a podpis stanowi chłopięcą wersję tych, które widziała w domu.
A potem podnosi pierścionek klasowy. Z jednej strony wygrawerowano rok 1985, a z
drugiej LHS. Poniżej znajduje się maleńki wizerunek biegacza. Pierścionek jest piękny, złoty
z rubinowym oczkiem. Janie wyobraża go sobie na palcu Henry'ego, a potem zerka na zdjęcia
i widzi, że nosił go na prawej dłoni. Zakłada go. Pierścionek jest o wiele za duży, ale pasuje
na jej kciuk. Zdejmuje go i odkłada do pudełka.
Znowu go wyjmuje.
Zakłada na kciuk.
Pasuje jej.
Godzina 23.10
Pózniej ogląda wszystko jeszcze raz, z wyjątkiem listów, i znajduje zwiniętą kartkę papieru.
CoÅ› jest na niej wydrukowane. Czyta.
 Widełki Mortona
1889, John Morton (ok. 1420 - 1500), arcybiskup Canterbury, który wymuszał od
poddanych pożyczki dla króla Henryka VIII, argumentując, że bogatych stać na to, by płacić,
a biedni żyją na tyle skromnie, że również mogą to robić.
yródło: American Psychological Association (APA): morton's fork (n.d.). Online
Etymology Dictionary.
Ze strony Dictionary.com: http://dictionary.reference.com/browse/morton's fork
Janie czyta jeszcze raz. Pamięta zakładkę w książce i tę w Internecie. Pamięta
wiadomość od pani Stubin, że Henry prosi ją, by przemyślała widełki Mortona.
Tak, ale ja już to rozumiem, Henry. Miałeś wybór. Wiem. Przemyślała to już jakieś
milion razy. Wiedziała o tym, zanim dowiedziała się o jego istnieniu. Biedny Henry. On nie
miał przy sobie zielonego notesu pani Stubin. Nie miał pojęcia, jakiego dokonać wyboru.
- Człowieku, jestem dużo dalej - mówi na głos.
Janie już wie, które rozwiązanie będzie dla niej najlepsze. Inaczej by jej tu nie było.
Zgniata kartkÄ™ i wrzuca jÄ… do kosza.
Po raz ostatni zerka na listy i zostawia je.
Gasi światło.
Przewraca się z boku na bok, wiedząc, że jutro będzie musiała sporo wyjaśnić.
Godzina 6.11
Zapada w sen.
Henry stoi na olbrzymiej skale na szczycie wodospadu.
Jego włosy zamieniają się w gniazdo szerszeni, które gniewnie bzyczą wokół
jego głowy.
Jeśli wpadnie do wody, szerszenie pewnie znikną, ale on zginie.
Jeśli zostanie na skale, zagryzą go na śmierć.
Janie obserwuje go. Na brzegu stoi Zmierć. Jej długi czarny płaszcz nie
porusza się na wietrze. Na drugim brzegu w wózku inwalidzkim siedzi stara Martha
Stubin. Jest ślepa i kaleka.
Henry kładzie się na skale i próbuje wypłukać szerszenie z włosów. Ale to je
jeszcze bardziej złości. Zaczynają go kąsać. Henry zaczyna krzyczeć, próbując je
odgonić. W końcu spada ze skały prosto do wodospadu. W objęcia śmierci.
Janie budzi się i zdezorientowana siada na łóżku. Opada na poduszkę. Musi się
uspokoić. Myśli.
Intensywnie.
Jeszcze bardziej.
A potem podchodzi do komputera i czeka na połączenie z Internetem. Powoli zaczyna
świtać.
Jeszcze raz sprawdza widełki Mortona. Dlaczego to mi nie daje spokoju? Zastanawia
się. Dlaczego cały czas do tego wracam? Już wiem. Poważnie. Rozumiem, o co chodzi. O
wiele lepiej niż Henry.
Odnajduje tekst. Czyta pod nosem.
- Zupełnie beznadziejny wybór pomiędzy dwoma równie złymi rozwiązaniami. W
porzÄ…dku. Rozumiesz? Ja to wiem.
Jeszcze chwilę się zastanawia, na wypadek gdyby coś jej umknęło.
Myśli o Henrym.
Jego widełki Mortona były oczywiste. Wybrał izolację, a nie męczarnię i
nieprzewidywalne konsekwencje snów. To był jego wybór. Tyle wiedział.
Nie ma dobrego rozwiÄ…zania.
Tak, Janie przyznaje, że jego wybór był równie trudny. Nie ma z tego wyjścia. Mógł
wybrać jedno albo drugie.
Myśli o pani Stubin. O tym, że w młodości miała dokładnie taką samą sytuację jak
Henry, ale wybrała inną drogę. Nie wiedziała wtedy, co ją czeka. Ale potem straciła wzrok i
została kaleką.
To kolejny czynnik. Dlatego wybór Janie jest inny.
Janie ma więcej informacji.
Ale to żadna nowina. Wiedziała o tym wszystkim, odkąd znalazła zielony notes.
Nie ma dobrego rozwiÄ…zania.
Nie daje jej to spokoju i zaczyna chodzić tam i z powrotem po maleńkim
pomieszczeniu. Pod bosymi stopami czuje chłodną drewnianą podłogę.
Otwiera lodówkę i zagląda do środka niewidzącym wzrokiem. Myśli o swoich
możliwościach.
Rozważa za i przeciw.
Tak, nie ma dobrego rozwiązania. Powinna zostawić Cabe'a i cały świat, żeby
zamieszkać w tej norze? Tak, to nie brzmi najlepiej. Ani to, że mogłaby stracić wzrok? Jasne.
Czy nie?
A gdyby nie było Cabe'a?
Izolacja. Samotny żywot. Pustelnicy tak żyją. I mnisi. Ludzie naprawdę się na to
decydujÄ…. Na izolacjÄ™.
Nikt przy zdrowych zmysłach nie chce być ślepy i kaleki. Nie, jeśli się to dokładnie
przemyśli, tak jak Janie. Martha tego nie wybrała, tak się po prostu stało. Nie wiedziała, że
tak będzie. Nikt by się na to nie zdecydował.
Nikt.
Chyba że drugie rozwiązanie jest równie złe. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • qus.htw.pl