[ Pobierz całość w formacie PDF ]

 Et luxperpetua luceat eis... .
I brat Benedykt, głębokim i wspaniałym głosem:
  %7łycie obrzydło mojej duszy... odezwę się w bólu mej duszy! Nie potępiaj
mnie, powiem do Boga. Dlaczego dokuczasz mi, powiedz! .
 Niewiele jest pociechy w księdze Hioba - myślał Cadfael, słuchając uważnie w swej
stalli - ale mnóstwo pięknej poezji, a czy to samo w sobie nie jest, mimo wszystko, pociechą?
Czyniącą nawet niewygody, poniżenie i śmierć, wszystko, na co skarży się Hiob, jakimś
wspaniałym wyzwaniem? .
  O, gdybyś w Szeolu mnie schował, ukrył, aż gniew Twój przeminie... .
  Zgnębiony duch - minęły dni, tylko grób mi pozostaje... W ciemności rozłożę
swe łoże, grobowi powiem: Mój ojcze, matko ma, siostro - robactwu .
  Odwróć Twój wzrok, niech trochę rozjaśnię oblicze,
nim pójdę, by nigdy nie wrócić do kraju pełnego ciemności, do ziemi czarnej jak noc,
do cienia chaosu i śmierci, gdzie świecą jedynie mroki... .
Na koniec jednak to błaganie, które było samo w sobie zapewnieniem, podniosło się
znowu, czyniąc krok od nadziei ku pewności:
 Wieczny odpoczynek racz im dać, Panie...
 A światłość wiekuista niechaj im świeci... .
Wspinając się po nocnych schodach z powrotem do łóżka po laudach, na wpół śpiący
Cadfael wciąż słyszał tę upartą prośbę odbijającą się echem w jego umyśle, a nim znowu
zasnął, stała się ona niemal triumfalnym żądaniem, sięgającym po to, o co prosiła. Wieczny
odpoczynek i światło wiekuiste... nawet dla Ailnotha.
 Nie tylko dla Ailnotha, ale dla większości z nas - myślał Cadfael, zapadając w sen -
będzie to długa droga przez czyściec, ale bez wątpienia nawet najbardziej zawiła droga ma
swój koniec .
Rozdział jedenasty
Pierwszy dzień nowego roku 1142 zaświtał szary i mglisty, ale zawoalowane światło
zapowiadało, że słońce może się powoli przebić przez chmury. Spełniło tę nadzieję na
godzinę lub dwie w środku dnia, zanim mgła znów zapadła przed nastaniem nocy. Cadfael,
który często wstawał dobrze przed prymą, obudził się tego rana, dopiero kiedy zabrzmiał
dzwon. Nadal senny po krótkim spoczynku wraz z innymi zszedł schodami nocnymi. Po
prymie poszedł sprawdzić, czy wszystko w porządku w pracowni, i przyniósł z powrotem
świeżą oliwę do lamp przy ołtarzach. Cynrik już zgasił świece i odszedł przez klasztor na
cmentarz. Musiał sprawdzić, czy wszystko w porządku i gotowe w miejscu, gdzie otwarty
grób czekał pod murem przykryty przyzwoicie deskami. Ciało spoczywało w drewnianej
trumnie na marach przed ołtarzem parafialnym, stosownie udrapowanym. Po mszy miało być
wyniesione w procesji przez północne drzwi, przeniesione przez podgrodzie, i wniesione w
wielką podwójną bramę zaraz za rogiem od strony targu końskiego, gdzie mieli dostęp
świeccy, zamiast przez dziedziniec zakonny. Pewna separacja musiała być zachowana dla
spokoju wymaganego przez regułę.
Na wielkim dziedzińcu krzątanina trwała już godzinę przed mszą. Bracia spieszyli
przygotować sobie pracę na resztę dnia albo kończyć drobne roboty z dnia poprzedniego.
Ludzie z podgrodzia już zaczęli gromadzić się na zewnątrz przed wielkimi, zachodnimi
drzwiami kościoła albo kręcili się przy bramie, czekając na znajomych. Wreszcie zaczęli
wchodzić. Przychodzili z nieruchomymi i zamkniętymi twarzami, należycie poważnymi i
uroczystymi, ale z czujnymi oczami, strzegąc się zasadzki, niepewni, czy rzeczywiście wyszli
z cienia tej nieznośnej obecności. Być może od dziś będą oddychać swobodnie i wyjdą z
ukrycia, nie bojąc się już odezwać otwarcie do sąsiadów. Być może! Ale co będzie, jeśli
Hugo zastawił pułapkę na próżno?
Cadfael czuł się nieswojo na myśl o całym tym przedsięwzięciu, ale jeszcze gorzej
czuł się na myśl o niepewności trwającej w nieskończoność, póki nieufność i strach nie
zgasną w końcu z wyczerpania i zapomnienia. Lepiej wyciągnąć to na światło dzienne, uporać
się z tym i zakończyć sprawę. Potem wszyscy prócz jednego będą mieli spokój. Nie, on także!
On przede wszystkim!
Zaczęli się pojawiać notable z podgrodzia: przewodniczący rady Erwald, z posępną
twarzą, świadomy swej godności licującej i omal usprawiedliwiającej używanie tytułu
burmistrza; kowal z kuzni, Rhys ab Owain, Walijczyk - kilku rzemieślników na podgrodziu
było Walijczykami - owczarz, krewny Erwalda, i piekarz Jordan Achard, wielki, krzepki i
tęgi, z nieruchomą twarzą jak wszyscy, ale mimo to robiący wrażenie zadowolonego, bo
grzebał tego, kto mu ubliżył. Byli i zwykli ludzie. Aelgar, który pracował dla księdza i został
obrażony podaniem w wątpliwość tego, że jest człowiekiem wolnym, Eadwin, którego [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • qus.htw.pl