[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Co chcesz zrobić?
- Zbadać, czy bród przecina
cały rów. Może pośrodku czeka
nas rozpadlina, a wtedy
bylibyśmy zgubieni. Pozwól mi to
najpierw sprawdzić. Zostań tam,
gdzie jesteÅ›!
Roger ruszył dalej. W połowie
drogi zatrzymał się nie mogąc
złapać tchu, znużony torowaniem
sobie przejścia przez muł.
- I co, nie ma przepaści? -
wołał za nim Higgins.
- Nie! Dotychczas mam pewny
grunt pod nogami.
Higgins zeskoczył do rowu. Z
desperackim zapałem przeszedł
obok Payne'a, by objąć
kierownictwo.
- Naprzód! - rozkazał.
Z największym trudem zdobywali
każdy krok. Muł stawał się coraz
gęstszy i cięższy do pokonania.
Nawet nieznaczne posunięcie się
naprzód kosztowało ich wiele
wysiłku. Wreszcie siły odmówiły
Higginsowi posłuszeństwa.
Znajdowali siÄ™ teraz w
odległości 20 stóp od drugiego
brzegu. Moczary były tu gęste
jak glina.
- Czy doszedłeś do końca? -
wykrztusił Roger.
- Nie! - Higgins począł iść
dalej obiema rękami rozgarniając
muł. - Ale głowa do góry! -
rzucił zdyszany. - Skoro
staniemy na tamtym brzegu,
będziemy mieli wszystko
najgorsze za sobÄ….
Przez cały muł musieli się
niemal przekopywać, aż wreszcie
prawie ostatkiem sił udało im
się osiągnąć drugi brzeg.
- Zwyciężyliśmy! - rzucił
Higgins i bez tchu padł jak
martwy na ziemiÄ™.
Roger podniósł się na czworaki
i rozejrzał dookoła. A potem
nagle zaczął się śmiać w taki
sposób, że Higgins mimo
wyczerpania zerwał się na równe
nogi. I zamarł. Bowiem stały ląd
rozciągał się zaledwie na
przestrzeni 10 stóp. Dalej gdzie
okiem sięgnąć rozlewało się
szeroko morze bagien.
XIV
Pierwszy opanował się Roger.
Zmiertelnie wyczerpany zwalił
się na ziemię i trwał tam w
bezruchu, z głową ukrytą w
splecionych dłoniach. Higgins
poszedł za jego przykładem.
Nie Å‚udzili siÄ™ wcale co do
powagi sytuacji. Wprost
przeciwnie. To świadomość
grożącego niebezpieczeństwa
skłoniła ich do udzielenia
znużonemu ciału zasłużonego
odpoczynku. Położenie ich nie
mogło być gorsze, dlatego
musieli nabrać sił do dalszych
trudów.
Higgins natychmiast zapadł w
głęboki sen. Roger również
starał się zasnąć, lecz na
próżno. Leżał więc i
odpoczywał. Wnet wydyszał z
siebie zmęczenie. Z wolna
zmienił pozycję i otworzył oczy.
Ponad jego głową zwisały z
gałęzi cyprysu długie pasma mchu
hiszpańskiego. Drzewo było już
stare i na wpół zbutwiałe. W
mchu trzepotał się motyl
kardynał, a w górze rozsiadła
się szkarłatna orchidea w całej
swej płonącej krasie. Wreszcie
całkiem wysoko ponad
wierzchołkiem martwego drzewa na
niebie zjawiła się czarna kula,
która to krążyła w kółko, to
opadała w serpentynach i Roger
wnet rozpoznał w niej wielkiego
myszołowa. Ptak leciał coraz
niżej. Jego skrzydła nie
wykonywały żadnego ruchu. Gdy
znalazł się koło wierzchołka
cyprysu, rozpostarł swe skrzydła
i opuścił się na dół. Usadowił
się na najwyższej gałęzi drzewa
i czekał nieruchomo.
Niebawem następne czarne ptaki
zjawiły się na błękitnym niebie.
Te jednak nie zbliżały się już w
kręgach. Szybkimi, dziwacznymi
ruchami skrzydeł zlatywały się
prosto na cyprysowe drzewo.
Ptak, wysłany na zwiady,
siadajÄ…c na martwym konarze
wskazał im cel. Zrozumiały ten
sygnał. Rozmieściły się na
najwyższych gałęziach drzewa.
Czarne demony o czerwonych
głowach zajęły grozą przejmującą
placówkę.
Higgins obudził się i także
położył się na grzbiecie.
- Wcale miłe stworzonka.
- I jakie cierpliwe.
- Będziemy przy was,
powiadajÄ…, gdy oddacie ostatnie
tchnienie. Lecz w jaki sposób,
do diabła, dowiadują się tak
szybko, że czekają na nie nowe
ofiary? Popatrz, wyglÄ…dajÄ…,
jakby spały.
- Na tych moczarach nie ma
zapewne zbyt wiele zdobyczy. I
jak spokojnie czekajÄ…. MajÄ…
pewno sporo doświadczenia ze
zwierzętami, które niebacznie
zapuściły się w te strony.
Mały meksykański myszołów,
mniej cierpliwy od swych
dorosłych towarzyszy, opuścił
się w dół i musnął oba ciała na
ziemi.
- Poczekasz długo, bratku! -
zawołał Higgins. - Jeszcze nie
pora na biesiadÄ™ dla was.
- Natomiast dla nas tak -
rzekł Roger i zerwał się na
równe nogi, po czym począł
zbierać suche gałęzie na
ognisko.
- Musimy podgrzać mięso.
Pożywili się i to dodało im
otuchy. Potem rozejrzeli siÄ™
dookoła. Wąskie pasmo ziemi,
stanowiące brzeg rowu, tworzyło
jedyny stały grunt, przy czym
podkład suchych, karłowatych
gałęzi palm odbierał możność
orientacji, jak daleko siÄ™ on
ciągnie. Dalej przerażało ich
już nowe bagno, tu i ówdzie
skąpo porośnięte trawą.
- Czy widziałeś, gdzie w
pobliżu wodę? - ziewnął Higgins.
- Tam w dole bije małe
zródełko.
Po tych słowach poprowadził go
Roger w kierunku płytkiego
wgłębienia, do którego ściekała
woda. Higgins zaczerpnÄ…Å‚ z niego
ręką nieco wody, zwilżył wargi,
lecz natychmiast wypluł z
powrotem.
- Co to ma znaczyć?
- Skosztuj! - odparł Higgins.
Także Roger zmoczył usta.
Potem obaj wyprostowali siÄ™ i
strzepnęli wodę z palców.
- Sól!
Higgins wyjÄ…Å‚ swÄ… fajkÄ™ i
począł ją z wolna nabijać.
- Musimy jak najszybciej
wydostać się stąd.
- Tak. Nie wytrzymamy w tym
upale bez wody. Przypominam
sobie, że czytałem w jakiejś
książce o tej słonej wodzie
między Everglades a morzem. Idz
teraz na lewo i zbadaj, jak tam
to wygląda. Ja pójdę na prawo.
Za godzinÄ™ spotkamy siÄ™ w tym
samym miejscu.
Ruszyli natychmiast. Gdy za
godzinę Roger wrócił, Higgins
czekał na niego przed ogniskiem.
- Czy znalazłeś coś ciekawego?
- Nic. A ty?
Roger zaprzeczył głową.
- Bagno, bagno i jeszcze raz
bagno. A czy w obrębie krzaków
mangrowii natknÄ…Å‚eÅ› siÄ™ na wodÄ™?
- Tylko na słoną wodę.
- Czy chciałbyś zawrócić? -
zapytał nagle Roger.
- Ale tobie zależy na tym, by [ Pobierz całość w formacie PDF ]
Pokrewne
- Strona startowa
- Kuttner, Henry The Creature From Beyond Infinity
- Dorny Jennie Kiedy Amor traci gśÂ‚owć™
- Animorphs 14 The Unknown
- Alistair MacLean Partyzanci
- TSA Exercise Information System
- Merritt Jackie Antologia Dzieci szczęÂścia Gwiazdkowe podarunki 03 Marzenie Maggie
- Annie Dillard Pilgrim at Tinker Creek (pdf)
- James Fenimore Cooper The Pioneers, Volume 1
- Morgan Sarah SśÂ‚oneczna Sycylia
- Benjamin Franklin Autobiography of Benjamin Franklin (1996)
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- tibiahacks.keep.pl