[ Pobierz całość w formacie PDF ]

wschodzie zapalała się szarość, cały świat
był soczyście zielony i świeży. Zapowiadał się kolejny upalny
dzień, po wyjściu na dwór ubrania od razu przywierały do ciała.
Nie wiem, czy Christophe w ogóle spał. Gdy zwinęłam się na łóżku
(stojącym najdalej od drzwi), zapadłam w ciemność tak głęboką, że nie
zapamiętałam żadnych snów. Gdy zamykałam oczy, Christophe stał,
wyglądając przez okno, gdy je otworzyłam, siedział na krześle przy
stole, pisząc coś w notatniku. Na jego nadgarstku lśnił srebrny zegarek,
w oknie szarzał świt. Christophe podniósł wzrok znad notesu i
zobaczył, że nie śpię; opuściliśmy hotel kwadrans pózniej.
Trzymałam mocno papierowy kubek z moją latte. Christophe
podkręcił trochę klimatyzację. Opony wydawały cichy, przyjemny
szmer i gdy zamknęłam oczy, mogłam niemal udawać, że jadę z tatą.
Tylko że w ciszy z tatą nigdy nie było takiej złości czy grozby.
Ash kulił się na swojej połowie tylnego siedzenia, wydawał się taki
drobny. Graves garbił się na swoim miejscu, trzymając w ręku kawę
americano i wyglądając przez okno z taką intensywnością, jakby w
mijanym krajobrazie spodziewał się znalezć rozwiązanie kwestii
pokoju na świecie. Wytrzymałam całe dwadzieścia minut, zanim
włączyłam radio, żeby wypełnić ciszę i kręciłam gałką, dopóki nie
znalazłam stacji ze starymi przebojami. Graves wytrzymał pół
godziny, zanim otworzył okno i zapalił papierosa. Christophe nie
odezwał się ani słowem, ale widziałam, jak zacisnął szczęki.
Do Kalifornii był kawał drogi. I coś mi mówiło, że to będzie długa
podróż.
- O Boże - wyjęczałam. - Proszę, tylko nie pizza. Nie tknę już
śmieciowego żarcia.
- Co ci się nie podoba w pizzy? - chciał wiedzieć Graves. -Dużo
sera, skwierczący tłuszcz, pepperoni...
- Uch. - Przycisnęłam dłonie do żołądka. - %7ładnej pizzy,
Christophe. I żadnych hamburgerów. Chcę zjeść coś dobrego. -
Poczułam ukłucie sumienia i dodałam: - Jeśli możemy sobie na to
pozwolić. Albo zatrzymajmy się w jakimś miejscu z aneksem
kuchennym, to coś ugotuję, cholera. Tak, byłam zdesperowana.
Christophe mrużył oczy w popołudniowym słońcu. Było bardziej
gorąco niż w piekle, klimatyzacja nie działała tak, jak powinna.
Uwięziona w samochodzie przez dziesięć godzin, z kilkoma
przerwami na toaletę i lunch w McDonaldzie, czułam, że za chwilę
zwariuję. Gdybym oglądała coś takiego w telewizji, pewnie świetnie
bym się bawiła.
- O to się nie martw. Znajdziemy jakieś miłe miejsce -powiedział
Christophe ze zmęczeniem. - Jak tylko załatwimy kwestię noclegu.
Przejechaliśmy kawał drogi.
- Dzięki Bogu. - Wiedziałam, że marudzę, ale w tym momencie
miałam to gdzieś. Chciałam wyjść z samochodu i zjeść porządny
posiłek. Chciałam coś niesmażonego, coś, co choć trochę
przypominałoby normalne jedzenie, a w każdym razie bardziej niż
okrągłe krążki zmielonego nie wiadomo czego na anemicznej bułce w
towarzystwie tłustej rozmiękczonej skrobii, która być może kiedyś
była ziemniakami.
- Właściwie - Christophe sprawdził numery na drogowskazach i
zjechał z autostrady - wilkom możemy zamówić pizzę, a dla ciebie
powinna tu być jakaś meksykańska restauracja... Jeśli mnie pamięć nie
myli.
Brzmiało cudownie.
- Wszyscy możemy pójść do meksykańskiej knajpy. - Nie chciałam
zostawiać Asha gdzieś, gdzie mógłby wpakować się w kłopoty.
- Jak sobie życzysz. - Chyba nie był zadowolony z takiej
perspektywy.
Zatrzymaliśmy się na światłach na końcu zjazdu z autostrady.
Graves odchrzÄ…knÄ…Å‚.
- Pizza będzie w porządku. Zajmę się Ashem.
I co jeszcze? Nie obróciłam się na siedzeniu, żeby na niego
popatrzeć, ale mało brakowało.
- Powinniśmy trzymać się razem. Ze względu na wampiry.
- I tak nie polujÄ… na mnie czy na Asha. Wampirak i ja nie czujemy
się razem dobrze. Przyda nam się chwila oddechu. -Kolejny szczęk
zapalniczki.
Ile można palić? Zakręciłam się na siedzeniu, podenerwowana i
zirytowana.
- Ile dziś wypaliłeś?
- Co z tobą, jesteś moją matką? No, jeśli chcesz być złośliwy...
- Czy wilkołaki nie zapadają na raka? - Skierowałam to pytanie w
stronę przedniej szyby, zakładając za ucho kosmyk włosów.
- Nigdy. - Christophe patrzył na światła, czekając, aż strzałka skrętu
w lewo zmieni się na zieloną. - Chociaż większość z nich nie lubi
zapachu spalenizny.
- Tak się tylko zastanawiałam. - Teraz mogłam niby przypadkiem
odwrócić głowę, spojrzeć na tylnie siedzenie. Graves wpatrywał się w
okno, z uparcie wysuniętym podbródkiem. -Daj spokój, Graves.
Chodzmy do meksykańskiej. Założę się, że Christophe załatwi nam
margaritÄ™, jak oczaruje kelnerkÄ™.
Ale tu trafiłam jak kulą w płot.
- Spożywanie alkoholu przed osiągnięciem pełnoletniości... - zaczął
Christophe.
- On zle działa na mój żołądek - przerwał mu Graves. -Jezu, Dru,
daj mi trochÄ™ przestrzeni.
Przestrzeni? Dobra.
- Dam ci tyle przestrzeni, ile potrzebujesz, Edgarze. I od razu
pożałowałam tych słów.
Zapaliła się zielona strzałka, Christophe nacisnął gaz. Na jego
ustach błąkał się delikatny uśmiech; ładnie wyglądał w złotym świetle
póznego popołudnia.
Graves się nie odezwał. A ja, robiąc sobie w myślach wyrzuty,
bałam się obejrzeć. Ale nadal czułam gniew i nie mogłam się uspokoić.
- Mają twoje akta w Scholi Primie. - Proszę, oto wyjaśnienie, które
powinno wszystko załagodzić. Chyba.
Ale Graves nie czekał na wyjaśnienie.
- To musiała być ciekawa lektura.
- Nie czytałam tego, poznałam tylko twoje imię - rzuciłam
obronnie. No, miałam za swoje.
- Skoro chodziłaś ze mną do szkoły, powinnaś była wtedy je
usłyszeć.
Oficjalny ton, prowokacja. Bardzo kusiło mnie podjęcie wyzwania.
- Widocznie nie zwróciłam uwagi.
- Jasne - zabrzmiało to, jakby się wycofywał. - Wiem. I nadal nie
zwracasz.
Zwracam, gdy mówisz, że mnie kochasz. I potem, gdy mnie
odrzucasz. Ciągle zwracam na ciebie uwagę. To ty nie możesz się
zdecydować, głupku. Niewykrzyczenie tego kosztowało mnie masę
wysiłku.
Bądz tą mądrzejszą - mówiła zawsze babcia. Ale ona nigdy nie [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • qus.htw.pl