[ Pobierz całość w formacie PDF ]

lamp dawało tyle samo dymu co światła.
Przy stołach siedziało paru mężczyzn. Dwóch z nich sądząc po strojach było
Brythuńczykami, trzeci o orlim nosie i smagłej cerze mógł być Stygijczykiem, czwarty,
przyodziany w skóry, czarny osiłek mógł być tylko Kushytą. Szczupła kobieta o bardzo
jasnych włosach stanęła obok pierwszej pary i przesadnie głośno poczęła śmiać się z ich
żartów. Sądząc po jej odzieniu była tutejszą nierządnicą. Nosiła prostą ciemną suknię i
najwyraźniej nie miała nic pod spodem.
Kiedy Tuanne usiadła, mężczyźni zaczęli spoglądać na nią pożądliwie. Niektórzy
uśmiechali się, usiłowali uchwycić jej spojrzenie, ona jednak wciąż ich ignorowała. Nagle
smagłolicy Stygijczyk wykonał gest chroniący przed urokami i błyskawicznie odwrócił
wzrok.
Oberżysta przyniósł wino. Tuanne nie zaproponowała, że zapłaci, a mężczyzna przystanął
obok niej tylko na chwilę i natychmiast się oddalił. Dotknęła glinianego kubka, zakręciła nim
na blacie stołu, ale nie podniosła go ust. Jadło i napitek śmiertelnych nic dla niej nie znaczyły.
Nie mogły dodać jej sił ani stanowić rozkoszy podniebienia. Zamówiła wino, by nie zwracać
na siebie uwagi.
Jej plan był prosty. Najpierw spróbuje zwabić mężczyznę do swojego pokoju. Jeśli to jej
się nie uda, podąży za nim do jego pokoju lub gdzieś indziej, po czym pozbawi mężczyznę
przytomności i zdobędzie talizman.
A on nadchodził. Czuła to.
Bawiła się kubkiem wina i czekała.
Skeer wszedł do oberży i od razu wypatrzył bladą, urodziwą kobietę siedzącą samotnie
przy dogasającym kominku. Jak to możliwe, by nikt jej nie towarzyszył? Czy mężczyznom w
tej oberży brakowało męskości? Na widok tej kobiety Skeer natychmiast poczuł pulsowanie
męskości. Zamówiwszy posiłek i po wypiciu paru kubków wina, by przegnać chłód z kości,
postanowił pomówić z tą kobietą. W przeciwnym razie mogłaby zniknąć…
Odezwał się do niej siadając po przeciwnej stronie stołu. Uśmiechnęła się do niego, dając
do zrozumienia, że nie ma nic przeciwko jego towarzystwu. Noc zapowiadała się lepiej, niż
przypuszczał. Wątpliwe by kiedykolwiek mógł zapomnieć tę kobietę!
Mówił o sobie, zajadając na wpół surową wieprzowinę z czerstwym chlebem, którą
postawił przed nim oberżysta. Kłamał, jeśli szło o jego imię, miejsce urodzenia i fach, jaki
wykonywał. Wiedział, jak zaprezentować się kobiecie w możliwie najlepszym świetle. Jednak
przy tej cudownej istocie to nie wydawało się konieczne. Pomijając pewien… chłód śmiała
się z jego rubasznych żartów i sprawiała wrażenie, jakby uwierzyła w jego kłamstwa. Popijał
jedzenie oraz swe blagi cierpkim winem z butelki i niebawem poczuł ciepło i chęć do
amorów. Kobieta piła niewiele, ale to nie miało znaczenia, wszystko wskazywało na to, iż
chętnie pójdzie z nim do jego pokoju.
— Tak sobie myślałem — stwierdził — że może mogłabyś towarzyszyć mi, kiedy będę
wynajmował pokój na dzisiejszą noc.
Znów ten sam chłodny uśmiech.
— Mam już pokój — odrzekła. — Może zechciałabyś… dzielić go ze mną?
— Na Mitrę, niczego bardziej nie pragnę! Chodźmy tam natychmiast!
— Nie wypijesz wprzódy swego wina?
— Zabierzemy butelkę ze sobą. Nie, weźmiemy dwie, żeby było nam weselej. — Nie mógł
uwierzyć w swoje szczęście. Nawet nie musiał płacić za pokój!
Wstał, zachwiał się lekko i wyciągnął rękę, aby pomóc jej wstać. Jak ona miała na imię?
Nieważne.
— Twoja dłoń jest zimna jak lód — rzekł, kiedy dotknął jej skóry.
— Czyż mężczyzna taki jak ty nie zdoła jej rozgrzać?
Uśmiechnął się.
— Potrafię rozgrzać nie tylko twą dłoń, pani.
Tuanne podążyła za sługą Nega w głąb korytarza, w stronę pokoju wskazanego jej przez
szczerzącego zęby oberżystę. Ogarek świecy rzucał wątłą poświatę, która nie była w stanie
rozproszyć mroku. Weszli do nie oświetlonego pokoju i Tuanne uśmiechnęła się. W
ciemności będzie to łatwiejsze. Sięgnęła do sakwy i dotknęła znajdującego się w niej obłego
kamienia.
Nagle w ciemności wytrysnął snop iskier i rozległ się głośny brzęk krzesiwa o metal.
— Co robisz? — zapytała.
— Zapalam świecę, pani.
— Po co? Do tego, co zamierzasz uczynić, nie potrzebujesz oczu.
Iskierki zatańczyły na knocie świecy i po chwili pojawił się mały ogienek.
— Och, pani, twa uroda jest tak wielka, że pragnę cię równie oglądać. Jesteśmy na
miejscu. Rozdziej się, pani, i pozwól, bym nasycił me oczy.
Tuanne zawahała się. Mężczyzna wydawał się teraz bardziej czujny niż w izbie na dole i z
łatwością mógłby ją przejrzeć. Lepiej zaczekać chwilę. Niebawem, kiedy będzie zajęty lub
zaspokojony; będzie miała znacznie lepszą okazję. Nieważne, czy zrobi z nim to, czego [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • qus.htw.pl