[ Pobierz całość w formacie PDF ]
gołym okiem, z wysokości stu metrów. Kiedy pojawiły
się pierwsze wieloryby, powiedziałeś, że bezlitosny los nie
dał ci skrzydeł, tylko położył na ramionach stufuntowy
ciężar. Od wielu dni wieje nieprzychylny wiatr, nocami
szarpie naszym vanem. Wędkarze, nurkowie, poszukiwa-
cze wielorybów i delfiniści, jak ich nazywasz, spotykają się
w pubie przy nadbrzeżnej drodze Kalbarri albo w budce
z neonówkami, plastykowymi krzesłami, gdzie sprzedają
rybę i frytki, i słodzoną kawę z lodówki.
Nad oceanem jest spokojnie. Wiatr wpada w korony
palm i w twoje włosy, to wszystko. Nie wierzyliśmy, jadąc
tu, że to Kalbarri w ogóle istnieje. Droga za Perth wije się
przez ziemię pustynną i ubogą, wzdłuż jeziora, którego
woda jest różowa, naprawdę różowa. Księżycowy krajobraz,
wołałeś, kiedy nie wiedzieliśmy, dokąd dalej, bo wiatr ze-
rwał znaki drogowe.
133
Chcieliśmy pojechać do Kalbarri, zostawić za sobą
Zwrotnik Raka, zobaczyć nadbrzeżne miasteczka na pół-
noc od Perth, inne plaże z wędkarzami, którzy godzinami
stoją na wietrze bez ruchu, tylko szale trzepoczą wokół ich
głów. Chcieliśmy zobaczyć, jak rozstawiają w nocy reflek-
tory, żeby zwabić ryby. Tu, w Kalbarri, widok na ocean jest
taki, że nigdy go nie zapomnimy. Siedzimy wieczorami
nad wodą i wsłuchujemy się w bijące fale, a ty pytasz: czy
widziałaś kiedykolwiek takie błękitne morze?
Monkey Mia, 8 pazdziernika. Zlizgamy siÄ™ po wodzie,
katamaran tnie błękit. Nad naszymi głowami trzepoczą
żagle. %7łółwie kołyszą się na falach, dają się unosić na pan-
cerzach. Dożyją co najmniej stu lat, patrzą na nas, jakby to
wiedziały. Spalony słońcem kapitan stoi na dziobie, trzy-
mając przy oczach lornetkę. Szuka delfinów. Ledwie je
znajdzie, krzyczy: dolphins! pokazujÄ…c na morze, a my
rzucamy się do niego. Najpierw widzimy płetwy grzbie-
towe, uszkodzone w walce z rekinami, potem trzy, cztery
delfiny obok siebie, zbliżają się. Skaczą, pokazują się nad
wodą jak połyskujące półkola.
Wieczorem piasek błyszczy na czerwono, woda wyglą-
da jak ołów. Wędkarze wypakowują puszki z piwem, psy
wskakujÄ… ze szczekaniem do wody, a ty siÄ™ dziwisz, dlacze-
go nie było nas tu zawsze. W lagunie, nieco dalej na po-
łudnie, wiatr znosi na plażę pianę. Jakiś ojciec włóczy się
z synem po wydmach. Mieszkają w dżipie bez okien. Wi-
dzieli delfiny, tu, na górze, z wydm. Przysiadamy się, tłu-
maczymy, że też ich szukamy, gapimy się na fale, czekamy.
Ojciec ma na przedramieniu tatuaż, pod nim skóra jak wy-
garbowana, wyjaśnia, że nie mogą spać, delfiny, bo rekiny
134
czyhajÄ…. DrzemiÄ… w stanie spoczynku, badacze nazywajÄ…
to meditating. Nocą w vanie mówisz: ja też jestem w wiecz-
nym stanie półprzytomności, bez prawdziwego snu.
Camarvon, 12 pazdziernika. Nie można tego nazwać
miejscowością, to raptem szersza droga, po prawej i lewej
stronie domy. Wchodzimy do pierwszej lepszej kawiarni,
siadamy na tarasie, za oknami wentylatory, lodówki z za-
parowaną szybą. Karaluchy wielkie na palec pełzają po
drewnianych deskach, okrążają nas. Naciągasz skarpetki
na dżinsy, zapinasz koszulę pod szyję. Ja podnoszę nogi,
siadam na stopach. Staramy się nic nie upuścić, jemy pizzę
tak szybko, jak się tylko da. Jeden karaluch wdrapał się na
mojÄ… nogawkÄ™, strzÄ…sam go z krzykiem. Zrywamy siÄ™, jesz-
cze raz patrzymy na podłogę z desek i odchodzimy. Piwo
wypijemy w pubie. Na ścianach obrazy statków, wyprepa-
rowane ryby, żółte od tytoniowych wyziewów. Rybak przy
barze opowiada o potyczce z rekinami, podciÄ…ga koszulÄ™,
opuszcza spodnie i pokazuje grube czerwone blizny na
piersi, ramieniu i nogach.
Rankiem śniadanie na ulicy. Samochód policyjny jezdzi
tam i z powrotem. Kelnerka przegania grupę Aborygenów,
jak tylko pojawiają się biali klienci. Ma za męża rybaka,
który łapie żółwie, płacą mu dokładnie za tyle, ile złowi.
U Woolwortha ładujemy do pełna lodówkę: Do widzenia,
Carnarvon.
Coral Bay, 15 pazdziernika. Północno-zachodni przylą-
dek, zachodnia część kraju. Kemping, centrum handlowe
małego miasta i młodzież na quadach. Wypływamy w mo-
rze, turkus z koronami z piany. Towarzyszy nam szkoła
delfinów. Kapitan mówi, że omawiają, rozważają kwestię,
135
czy się z nami bawić, czy też płynąć dalej. Decydują się na
zabawę, zostają chwilę przy łodzi, podnoszą głowy, popi-
skują. Kiedy odpływają, patrzymy za nimi długo, udajemy,
że jeszcze je widzimy, chociaż już znikły. Wskakujemy
do wody, szukamy mant, płaszczek, które wyglądają jak
ptaki, kiedy rozłożą skrzydła. Nad nami, pod nami ławice
ciemnoniebieskich ryb, wśród nich żółw, wystarczy, że
otworzy pysk, żeby się najeść.
Ningaloo Marine Park, 22 pazdziernika. Jedziemy na pół-
noc, po lewej stronie wydmy i turkusowoniebieska woda,
po prawej rumowiska jak na Marsie i kopce termitów. Szep-
czesz mi do ucha: święty krajobraz. Tak, mówię, i należy
tylko do nas. O zmierzchu kangury skaczÄ… przez drogÄ™,
zatrzymujÄ… siÄ™ i gapiÄ… siÄ™ na nas, tak jak my gapimy siÄ™ na
nie. Wysiadamy, biegniemy przez busz, na piasku ślady
węży. Zanim się ściemni, parkujemy samochód na małej
plaży. Jak okiem sięgnąć nikogo, tylko my tuż nad wodą, [ Pobierz całość w formacie PDF ]
Pokrewne
- Strona startowa
- 2007 56. Upalne lato 2. Maureen Child Podstępny plan
- 18.Rosnau Wendy_Dlugie_Upalne_Lato
- Suzanne Enoch Kradzione pocaśÂ‚unki
- Harper, Tara K Wolfwalker 1 Wolfwalker
- 414. Greene Jennifer Pokochaj swojego szeryfa
- Leigh Michaels Kulturalny rozwód
- Zane Grey Wilderness_Trek
- Sedziwoj DZIEKONSKI
- Carlos Ruiz Zafon Ksić…śźć™ MgśÂ‚y 01 Ksić…śźć™ MgśÂ‚y
- 05 Cook Robin Goraczka
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- bezglutenowo.pev.pl