[ Pobierz całość w formacie PDF ]

cie. Przerazliwy odgłos. Ale od razu poczuł się lepiej. Chociaż, z drugiej strony,
teraz, gdy przestał się dusić, ze zdumieniem zdał sobie sprawę, jak bardzo osłabł.
Zwykłe nieskomplikowane zaklęcie zakręciło mu w głowie, zlało zimnym potem.
 Tfu, zgiń, przepadnij, siło nieczysta. . . Rodzicielko słodka, coś Wybawi-
ciela nam powiła. . .  Modlitwa urwała się, Ronsoise musiała pociągnąć czer-
wonym od płaczu nosem.  To ty, wujku Debren? N-nnie ruszaj się. Ty?
 Odłóż tę kuszę  wycharczał.  Co ci jest, Ronsoise? Zgłupiałaś? Dla-
czego we mnie mierzysz?
Nie odpowiedziała. Nie musiała. Lewy, krzywo obcięty ,:rękaw kaftana owi-
nięty był wokół prawego ramienia Debrena, ale też krzywo i nieporadnie, a z pra-
wego rękawa pozostał tylko okopcony mankiet. Zastanawiał się prawie pacierz.
Długo. Ale też przypadek był niecodzienny.
Nie zastrzeliła go. Chociaż trzęsło się w niej wszystko łącznie z prawą dłonią
ściskającą łoże blisko spustu. Bała się. Bardzo się bała, ale ani razu nie ułożyła
dłoni tak, jak należy. Może krążenie nie wróciło w pełni, może nie potrafiła po-
sługiwać się kuszą. Napięła ją jednak i załadowała. I błagała los, by pozwolił jej
na tym poprzestać.
 Paliłem się?  Debren ostrożnie pomacał prawy bok, potem pachę. Rę-
ki nie dotknął. Nawet jego brzydziła mieszanina spalonego mięsa, krwi i łusek.
Z miażdżącą przewagą łusek.  No tak. Chyba wiem, co sobie myślisz. Wu-
jek Debren to nie żaden dobry wujaszek, tylko potwór. Jak mu tylko bok stanął
w płomieniu, to zrzucił maskę i ukazał prawdziwe oblicze. A konkretnie: pokry-
125
cie. Okazał się jakimś cholernym dorszem. Chociaż nie, to nie jest podobne do łu-
ski dorsza. Psiakrew. Nie wiem, do czego to jest podobne. Rybę po smaku głównie
poznajÄ™.
Dziewczyna milczała, cichutko pociągając przepełnionym nosem. Nie odkła-
dała kuszy, ale i nie celowała w Debrena. Bełt, gdyby go wystrzelić, przemknąłby
gdzieś tuż obok biodra maguna. Dopiero teraz zdał sobie sprawę, że tak było od
poczÄ…tku.
 Kruszyno, wiesz, co to podświadomość?
 Jesteś potworem?  zapytała cicho.  Znaczy się. . . złym? Bo są. . . Nie-
które nie są całkiem złe i. . . Ponoć niektóre są szlachetne i wtedy. . .
 Nie krzywdzą dzieci  dokończył łagodnie.  Nie, Ronsoise. Nie jestem
potworem, ani z tych złych, ani z tych dobrych, które faktycznie też się trafiają.
Po prostu znam wiele zaklęć. Byłem nieprzytomny  dotknął guza na czole. 
Paliłem się, to bolało, więc ta część mojego umysłu, która nazywa się podświado-
mością. . . Wiesz, to to coś, dzięki czemu śnimy. . . no więc ona coś zrobiła. Nie
wiem, co.
 Rzuciła czar?  zapytała. W jej brązowych oczach oprócz łez zalśniła
także nadzieja.
 Właśnie. Ryby nie muszą lękać się ognia. Ich system nerwowy. . . Nie,
cholera, nie wiem  popatrzył z pretensją na łuskowate ramię.  Ale ten durny
czar jakimś cudem działa. Prawie mnie nie boli. A sądząc po twoim opatrunku,
powinno boleć jak diabli.  Milczeli przez chwilę, to patrząc sobie w twarz, to
uciekając oczami w bok.  Jak to zakładałaś. . . Wtedy jeszcze nie. . . ?
 No, trochę. To tak. . . nie od razu. Zaczęły ci jakby włoski z mięsa wyrastać.
Nie wiedziałam, że to łuska.
 Ale potem już wiedziałaś.  Uśmiechnął się blado.  Dzięki, Ronsoise.
Ja na twoim miejscu wyrzygałbym wszystko, a potem uciekł z krzykiem.
 Wyrzygałam.  Odłożyła kuszę.  Wcześniej. Jak czekałam, aż smok
przyjdzie i nas. . . Wujku Debren czy on. . . czy smoki też bywają dobre? Też
czasem litują się, jak ktoś. . . no, jest dziewczyną i jeszcze nie ma za dużo lat?
Nie odpowiedział od razu. W zadumie wodził palcami po guzie na głowie.
Guz pokryty był krwią. I łuską.
 Widocznie, kruszyno. Widocznie tak. Bo przecież nas nie zjadł, choć mógł.
Ale na drugi raz masz uciekać, rozumiesz? Jak coś mi się stanie, masz mnie zo-
stawić i uciekać tak szybko, jak nogi poniosą, ty zasmarkana bohaterko. No, dość
tego dobrego. Pora w drogÄ™.
 DokÄ…d, Debren?
 W górę, Ronsoise. Cały czas w górę. Nie wiem, co się dzieje na tej choler-
nej wyspie, ale mam zamiar się dowiedzieć.
126
* * *
Trup był zwęglony, nie do rozpoznania. Wciąż kopciło się z niego i tylko dla-
tego znalezli go na dnie wąskiego jaru. Musiał zbiec ze ścieżki i tu doścignął go
jęzor ognia. Nie miał chyba nic wspólnego z tropem, którym Debren podążał.
Tamten człowiek  o ile to był człowiek  szedł, a czasami pełzał, ze wschodu
na zachód. Zcieżka  o ile to była ścieżka  wiodła pod górę, na północ.
Wrócili na nią znad jaru. Nie było to mądre, ale tu, w głębi lasu, zaczął się
już wieczór. A Ronsoise, córka barona z własnym zamkiem, coraz częściej gry-
zła wargi, trafiając bosą stopą na szyszkę czy kamień. Sam Debren też nie czuł
się najlepiej, choć rybi czar trzymał zaskakująco dobrze i nic go w zasadzie nie
bolało. W takim stanie, z zesztywniałą ręką i mocno uszczuplonym zapasem sił
magicznych, nie miał szans dowlec się do wieży, idąc na przełaj. Nie przed zmro-
kiem, a po zmroku tym bardziej.
Szli więc wzdłuż wijącego się szlaku, który wprawdzie nie przypominał żad-
nego z ludzkich szlaków, wyżłobionych stopami, kopytami i kołami wozów, ale
jako wyjątkowo długi pas wolnej od przeszkód ziemi nieodparcie kojarzył się
z drogÄ….
Była to, nawet jak na górzystą wysepkę, droga wyjątkowo kręta. Debren, choć
uważał, dostrzegł ludzi dopiero z odległości dwudziestu kroków. Zatrzymał się,
rozejrzał, przeskanował ciche zarośla, napierające z obu stron na wąziutką ścież-
kę. Dopiero potem przeszedł połowę z owych dwudziestu kroków.
 Ciemno się robi  powiedział cicho.  Na pozór przedni to pomysł uwie-
sić się nogami w górę jakiejś gałęzi i udawać nietoperza. Ale zapominacie, waćpa-
nowie, że po zmroku nietoperz na łowy się udaje. Te, co bąki zbijają, nad ścieżką
wisząc, nieuchronnie podejrzliwość przechodnia budzą.
 Przestań pieprzyć  wycharczał Zbrhl. Ciasno opleciony sprężystą siatką
i zawieszony głową w dół dziesięć stóp nad ziemią, miał prawo i do charczenia,
i do okazywania złości.  Zciągnij nas lepiej.
Debren przeniósł spojrzenie nieco wyżej, na koniec wygiętej w łuk gałęzi,
dzwigającej linę z siecią na rotmistrzów wojsk zaciężnych. Zbrhl z toporem, ro-
giem i brzuchem pełnym piwa ważył niemało, ale nie dlatego gałąz poskrzypywa- [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • qus.htw.pl