[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Ani ja. Ale nie dopuszczę, by niepotrzebnie wpływała na mnie jakaś jedna przerażająca rzecz.
Nagle coś się stało. Wrażenie poluzowania; okowy oceanu wokół Naqi w znacznym stopniu
osłabły. Mina i ryczące tło innych umysłów opadły ku czemuś odleglejszemu. Jakby Naqi wyszła z
gwarnego przyjęcia do zacisznego, sąsiedniego pokoju i w tej chwili odchodziła coraz dalej i dalej
od drzwi.
1
01
Całe ciało ją mrowiło. Już nie odczuwała poprzedniego otępiającego paraliżu. Perłowoszare
światło migotało w górze. Niepewna, czy robi to rzeczywiście sama, wzniosła się ku powierzchni.
Miała świadomość, że oddala się od Miny, ale na razie najważniejsza była ucieczka z morza.
Chciała znalezć się jak najdalej od tego umysłu, umysłu zakłócającego harmonię.
Głową staranowała zieloną skorupę i wychynęła na powietrze. W tej samej chwili organizmy
%7łonglerów uciekły z jej ciała w konwulsyjnym, masowym pośpiechu. Biła sztywnymi kończynami i
kilka razy zaczerpnęła głęboko spazmatycznie tchu. Przejście okropne, ale skończyło się po kilku
sekundach. Rozejrzała się, spodziewając się nagich ścian laguny, ale widziała jedynie wodę.
Czuła, że ponownie ogarnia ją panika. Potem ruchem nóg wykonała zwrot i jakieś pół kilometra
dalej zobaczyła falistą linię butelkowej zieleni, która musiała być granicą węzła. Sterowiec wyglądał
jak odległa srebrzysta łza, osadzona bezpośrednio na jego powierzchni.
Przerażona, nie od razu pomyślała o Minie. Chciała tylko dotrzeć do bezpiecznego sterowca,
znalezć się wysoko w górze. Potem zobaczyła podskakującą tratwę w odległości stu, dwustu
metrów. W jakiś sposób tratwę wyniosło na otwarte morze. Dość daleko, ale Naqi mogła tam
dotrzeć. Zaczęła płynąć, strach dodawał jej sił i wyznaczał cel. Znajdowała się ciągle w obszarze
węzła - woda nadal była tu gęsta od zawieszonych w niej mikroorganizmów, więc przypominało to
bardziej pływanie w zimnej, zielonej zupie. Naqi z wysiłkiem sunęła naprzód, choć bez trudu
utrzymywała się na wodzie.
Czy ufała, że %7łonglerzy Wzorców jej nie skrzywdzą? Może. Przecież w ogóle nie napotkała ich
umysłów - jeśli nawet mieli jakieś umysły. Byli jedynie systemem archiwizującym. Winić ich za
jeden zatruty umysł, to jak winić bibliotekę za jedną pełną nienawiści książkę.
Jednakże ten umysł bardzo ją zdenerwował. Ciekawe, dlaczego żaden inny pływak nigdy nie
zakomunikował o napotkaniu takiego umysłu? Pamiętała go teraz dość wyraznie, choć niemal
opuściła ocean. Może wkrótce zapomnieć o tym spotkaniu - po pływaniu należało się spodziewać
pewnych efektów neurologicznych - ale w innych okolicznościach bez przeszkód opowiedziałaby o
swoim doświadczeniu jakiemuś świadkowi lub nagrała się w niezawodnym systemie zapisującym.
Płynęła nadal i zastanawiała się, czemu również Mina nie wynurzyła się z wody. Siostra była
dokładnie tak samo przerażona jak ona. Ale jednocześnie Mina była bardziej ciekawa i bardziej
skłonna do ignorowania lęku. Naqi wykorzystała okazję i opuściła ocean natychmiast, gdy
%7łonglerzy osłabili nad nią kontrolę. A jeśli Mina postanowiła pozostać?
Co, jeśli Mina nadal unosiła się tam w dole, nadal obcowała z %7łonglerami?
Nagi dopłynęła do tratwy i starając się jej nie wywrócić, ostrożnie wciągnęła się na pokład.
Zobaczyła, że tratwa w zasadzie pozostała nienaruszona. Przesunięto ją, lecz nie uszkodzono, i
chociaż ceramiczne pokrycie nosiło oznaki ataku, było popstrzone tu i ówdzie strupowatymi,
zielonymi złogami, z pewnością przetrzyma jeszcze kilka godzin. Odporne na gnicie systemy
sterowania funkcjonowały i nadal utrzymywały połączenie telemetryczne z odległym sterowcem.
Naqi wypełzła z morza naga. Było jej zimno. Teraz czuła, że jest podatna na zranienia. Ze
skrzynki z zapasami na tratwie wyciągnęła aluminiowy pled i owinęła się nim. Mimo to, drżała,
1
02
ciągle miała mdłości, ale przynajmniej w pewnej mierze symbolicznie oddzieliła się od morza.
Znowu się rozejrzała, nigdzie nie było ani śladu Miny.
Odwinęła wodoszczelne przykrycie kontrolek i wklepała polecenia na tablicy wodoszczelnych
klawiszy. Czekała na reakcję sterowca. Chwila się przeciągała. W końcu reakcja: drobne
przesunięcie matowej poświaty na srebrzystym zadzie wora. Sterowiec zmieniał kierunek, obracał
się jak wielki, powolny wiatrowskaz. Reagował na przywołanie tratwy.
Ale gdzie jest Mina?
Coś poruszyło się w wodzie, zwijało się w słabych, nerwowych skurczach. Naqi rozpoznawała to
ze zgrozą. Nadal drżąc, z lękiem, lecz łagodnie wyciągnęła z morza wijący się obiekt. Leżał w jej
dłoni jak młode węża morskiego. Biały, segmentowany, długi na pół metra. Wiedziała dokładnie co
to takiego.
Tasiemiec Miny. To oznaczało, że Mina nie żyje.
DWA
Dwa lata pózniej, pewnego popołudnia Naqi obserwowała spadającą z nieba iskrę.
Razem z setkami widzów stała na zaopatrzonej w poręcze krawędzi jednego z eleganckich,
umieszczonych na wspornikach ramion Umingmagtoku. Wszystkie widoczne powierzchnie w
mieście oczyszczono ze zgnilizny i pokryto świeżą warstwą szkarłatnej i szmaragdowej farby.
Bursztynowe chorągiewki powiewały na metalowych linach sztagowych, podtrzymujących
zwężające się ku końcom ramiona, sterczące z wypiętrzonego miejskiego centrum handlowego.
Większość miejsc cumowniczych na granicy miasta zajęły duże jednostki pasażerskie lub
towarowe, więc mniejsze pojazdy przeważnie utrzymywały się w pobliskiej przestrzeni powietrznej
wokół Umingmaktoku. Gdy Naqi zbliżała się wczoraj do miasta- śnieżynki, mogła podziwiać, jak
zmieniono je w połyskujące, delikatnie zdobione zjawisko. W nocy odbywały się tu pokazy ogni
sztucznych. W dzień, tak jak w tej chwili, wśród tłumu krążyli sztukmistrze i oszuści. Muzykanci
grający na fletach nosowych i tancerze z bębnami wykonywali swoje numery na
zaimprowizowanych podiach. Dopingowano kick bokserów, kiedy szli od jednego nieformalnego
ringu do drugiego, ścigani przez dmuchających w gwizdki porządkowych. Pośpiesznie wzniesione
budki, oznaczone czerwonymi i żółtymi proporczykami, sprzedawały kanapki, pamiątki lub
oferowały zrobienie tatuażu, a ładne dziewczyny w kostiumach, noszące plecaki z proporczykami
na wysokich żerdziach, sprzedawały napoje i lody. Dzieci trzymały baloniki i grzechotki z
emblematami, zarówno Umingmaktoku, jak i Rady Znieżynkowej, a wiele z nich miało twarze
pomalowane na wzory stylizowanych kosmicznych podróżników. Gdzieniegdzie wzniesiono teatry
kukiełkowe - wystawiano ten sam skromny repertuar, jaki Naqi pamiętała ze swego dzieciństwa. A
jednak dzieci były oczarowane. Z otwartymi ustami śledziły miniaturowe opowieści, tak
uproszczone relacje o pierwszych tutejszych osadnikach - gdy statek kolonizacyjny odarto do
kości, wykorzystując każdy gram zawartego w nim metalu - jak i znacznie bardziej fantastyczne
sprawozdanie z zatopienia Arviat. Dla dzieci nie miało znaczenia, że pierwsza historia jest oparta
1
03
na faktach, a druga to czysta mitologia. Dla nich pomysł, że wszystkie miasta, które nazywały
domem, zbudowano, zjadając trzewia długiego na cztery kilometry statku, nie był trudniejszy czy
łatwiejszy do przyjęcia niż ten, że żywe morze od czasu do czasu porywa miasto pod fale, jeśli to
miasto wywoła jego niezadowolenie. W tym wieku wszystko wydawało się zarówno magiczne, jak i
przyziemne, a Naqi przypuszczała, że dzieci tak samo ekscytują się przybyciem gości, jak [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • qus.htw.pl