[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Drugiego dnia przyniósł stary album ze zdjęciami i usiedliśmy przy kuchennym stole, przeglądając
go. Wiedziałam, że nie wolno mi wspominać Columa Donaghy ego, a jednak - oglądaliśmy spokojnie
fotografie, na których był sam; te, na których był też ojciec oraz inne osoby, wszyscy tacy młodzi i
atrakcyjni, uśmiechający się do obiektywu. Bardzo wzruszyły mnie fotki wykonane w sali
treningowej, oto zadzierzysty Colum wraz ze swoim przyjacielem Patrickiem, obaj w bokserskich
spodenkach, w kaskach ochronnych, obejmujÄ…cy siÄ™ za ramiona, strojÄ…cy miny do obiektywu. Tacy
młodzi! Dwaj młodzieńcy przekonani, że przed nimi jest jeszcze tyle życia, ale też mieli święte
prawo tak myśleć. Lecz ja, widząc Columa Donaghy ego i datę na odbitkach: luty, rok 1954,
natychmiast pomyślałam odruchowo o wrześniu 1958 roku.
Miał przed sobą cztery lata i siedem miesięcy życia.
-Widzisz, mam czasami wrażenie, że Colum nadal jest ze mną. Słyszę go. Mówię do niego - rzekł
powoli ojciec.
- Tylko on potrafił pobudzić mnie do śmiechu.
Czyżby niespodziewanie mój ojciec chciał mi się zwierzyć? Mówił spokojnie, wyczuwałam
jednak, że drży.
Tak więc rozmawialiśmy o Columie Donaghym i o tamtych czasach. Patrick przeżył go o
czterdzieści lat. Chryste! Los wykręcił im niezły numer. Nie wiadomo, co o tym myśleć.
Powiedziałam. - To jedno z tajemniczych wydarzeń tamtych lat, tato. Dlaczego Colum się zabił?
Czyżby dlatego, że nie wygrał z LaStarzą? Ale przecież nie przegrał. Pozostał bohaterem. Przecież na
pewno o tym wiedział.
- Cholera, jestem już stary i chcę ci powiedzieć o kilku rzeczach, o których musiałem milczeć.
Widzisz, dziecko, Colum sam się nie zabił.
- Co takiego?
- Colum Donaghy sam się nie zabił. Nie.
Ojciec mówił powoli, zwilżając przy tym językiem spierzchnięte usta. Patrzyłam na niego z
niedowierzaniem.
- Zabito go, kotku. Zamordowano.
- Zamordowano? Ale przecież... to był jego własny rewolwer?
Ojciec zawahał się, przecierając oczy dłońmi. Liczne plamy wątrobowe spowodowały, że jego
twarz utraciła naturalną karnację, była pokryta głębokimi zmarszczkami i zapadnięta.
- Nie, córeczko. Nie należał do niego. Colum nigdy nie miał broni.
Poczułam na plecach ciarki. Straszliwe podskórne przeczucie, jak przyśpieszone tętno. Ojciec
patrzył na mnie, chciał widzieć, jak zareaguję.
Teraz mi powie, prawda? Stary człowiek nad grobem, nie ma nic do stracenia. Nawet za grosz
bojazni bożej, którą dawno utracił.
Przyszła mi do głowy myśl, szybka i mimowolna. To on zabił Columa Donaghy'ego.
Ale nie mogłam go oskarżać. Wobec tego człowieka zawsze byłam i będę małym, zalęknionym
dzieckiem.
Dostrzegł, że wpatruję się w niego z napięciem. Spojrzał z dezaprobatą na swój pomięty rękaw i
przesadnie pedantycznym ruchem wygładził fałdy. Miał na sobie luzną koszulę, wprawdzie wypraną,
lecz nieodprasowanÄ….
- Musiałem powiedzieć policji to, co powiedziałem, kotku. Chodziło także o moje życie.
Ostrzeżono mnie. Gus Smith mnie ostrzegł. A Columa już nie było i nic nie mogło go nam przywrócić.
Jezu, on przecież poszedł na niego jak burza wtedy, w ósmej rundzie! Pięknie to zrobił - ale od tamtej
chwili już nie żył. Bo widzisz, oni powiedzieli mu, co ma robić. I czego ma nie robić. Zapłacili mu, a
on się zgodził. Miał walczyć jak wściekły byk, ale wygrać przez nokaut miał LaStarza. Ja o tym
wszystkim wiedziałem, ale nie bezpośrednio. Colum robił aluzje, że nie posłucha swojego menadżera
i trenera, i tych, co stali za LaStarzą; powiedział, że nawet postawi na siebie. Od początku zamierzał
wygrać. Był... - ojcu zadrżał głos. Nieczęsto mówił tak długo i tak gwałtownie. Zabrakło mu
właściwych słów - był takim cholernym, upartym jak kozioł Irlandczykiem.
Ja jednak już nie zważałam na jego ostatnie słowa. Słyszałam je wprawdzie, ale do mnie nie
docierały.
- Tato, ja cię nie rozumiem. Kto zabił Columa?
- Kto konkretnie? Imiona i nazwiska? Do diabła, nie znam ich!
-Ale... ale kto ich wynajÄ…Å‚?
Ojciec wzruszył ramionami. Potrząsnął głową w geście odrazy.
- Chyba jakieÅ› sukinsyny z Nowego Jorku.
- Przecież powiedziałeś na policji, że...
- Cholera, człowiek nie mógł ufać policji. Boks to były szwindle i przekręty, były łapówki, brali
je wysokiej rangi gliniarze, sędziowie i politycy. Powiedziałem to, co powiedziałem, nie miałem
wyboru. Musiałem myśleć o was, dzieciakach, no i o waszej matce. Tak, a poza tym bałem się. O
swoją skórę.
- Tatusiu, ja... sama nie wiem, co mam powiedzieć. Przez tyle lat... Colum był twoim najlepszym
przyjacielem.
- Colum dobrze wiedział, czym jest boks! Do ciężkiego diabła, nie urodził się wczoraj. Zwiętym
też nie był. Nikt go nie zmuszał do podpisywania kontraktu na tę walkę, wiedział, co jest grane.
LaStarza mógł o niczym nie wiedzieć, musiał tylko walczyć naprawdę. Ale ten Colum! Wydawało mu
się, że może wygrać i olśnić wszystkich i że wszyscy natychmiast pokochają jego,  Dzieciaka , a
nowojorscy promotorzy go zakontraktują. Myślał, że może zająć miejsce LaStarzy. Może nawet
Marciano! Ale nie docenił LaStarzy. I to był jego drugi błąd. Nie rozłożył sił tak, jak to się ćwiczy na
treningach, tylko w dziesiątej rundzie już się wyprztykał, nie mógł go znokautować, więc mieli
zadecydować sędziowie. Orzekli remis. Wszystko to śmierdziało, każdy wiedział, że to szwindel, ale
wynik poszedł w świat. Remis, żaden nie zwyciężył. Tylko że Colum przegrał.
Ojciec mówił z obrzydzeniem, jednocześnie odsuwając od siebie album.
- Czyli sędziowie wzięli w łapę?
- Diabła tam, tych sukinsynów nawet nie trzeba smarować. Sami z siebie zrobią to, co im się
każe.
- Tatusiu, wprost nie chce mi się wierzyć! Przecież kochałeś boks.
- Lubiłem kilku bokserów. Lubiłem czasem popatrzeć, jak walczą. Ale co do samego boksu, to
nie - nie kochałem go. Boks to biznes, ktoś sprzedaje się mnie, a ja sprzedaję go tłumom. Chryste
Panie!
Nagle się zirytowałam.
- A ty? Ty chyba nigdy nikomu się nie sprzedałeś, tato?
- Dla twojej matki i dla was, dzieciaków tak, zgadza się. Sprzedawałem się ile razy tylko
mogłem. Nawet gdy miałem ten garaż, z którego ledwo mogliśmy wyżyć, nawet wtedy musiałem
płacić haracz niby to za ochronę tym skurwysynom z Niagara Falls. Gdybym odmówił, obrzuciliby
mojÄ… budÄ™ bombami zapalajÄ…cymi. Albo i gorzej!
- Co takiego? Wymuszali od ciebie?
- Cholera, nie tylko ode mnie. Dziś może jest inaczej, policja cię ochroni. Ale wtedy nie. Gdybym
wygadał się przed kimś, że Columa zamordowali i że rewolwer nie należał do niego... - nagle
przerwał, zupełnie jakby uszła zeń resztka sił. Pocierał oczy, że aż przykro było patrzeć, bo
wyglądało to tak, jakby chciał się oślepić.
- Tato, czuję się tak, jakby mi ktoś napluł w twarz. Nie wiem... wprost nie wiem, co mam
powiedzieć.
- Sprzedawaliśmy się przy każdej sposobności - rzucił gniewnie ojciec - i wy, moje dzieci, to
samo, tylko inaczej, na wasz sposób. A zresztą, co ty tam wiesz! [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • qus.htw.pl