[ Pobierz całość w formacie PDF ]

o wiadro.
- To było niechcący, mamo - wtrącił Tommy.
- Wiem, kochanie. Szkoda tylko, że nie patrzysz pod nogi.
- Już będę, obiecuję.
- Do następnego razu.
- Proszę przyjść z nim za jakiś tydzień na zdjęcie szwów - poleciła
Kirsten.
Julie pomogła małemu włożyć dżinsy, a Kirsten umyła ręce.
- Zanim wyjdziecie, chcę go jeszcze dokładnie obejrzeć. Musimy być
pewni, że wszystko inne ma w porządku - powiedziała pózniej.
RS
46
Przykucnęła obok chłopca i uniosła mu koszulę, żeby osłuchać klatkę
piersiową. Na szczęście nie zauważyła żadnych siniaków ani ran.
- Chodzisz do przedszkola? - spytała.
- Tylko na kilka godzin.
- Masz tam fajnych kolegów?
- No. Robimy różne rzeczy. Ale nie lubię malować obrazków.
- Dlaczego?
- Bo zawsze wychodzę za linie. Są takie pokręcone i zamazane.
Kobiety spojrzały na siebie. Kirsten wzięła z półki książeczkę do
kolorowania. Pokazała małemu obrazek dwojga dzieci z parasolką.
- Powiedz mi, o czym jest ta książeczka. Tommy zmrużył oczy.
- O zwierzÄ…tkach. W stajni.
- Jesteś pewien? Tommy znów zmrużył oczy.
- No.
Kirsten spojrzała na zaskoczoną Julie.
- Trzeba go pokazać okuliście. Im szybciej, tym lepiej.
- Będzie nosił okulary?
- Pewnie tak. Powinna pani wiedzieć, że istnieje specjalny program
pomocy okulistycznej dla niezamożnych.
- Naprawdę? - Julie wyraznie się ucieszyła. - Więc co mamy zrobić?
- %7łeby zakwalifikować się do badania w ramach tego programu, trzeba
spełnić kilka warunków. Jedna osoba w rodzinie musi być zatrudniona,
rodzina nie powinna mieć ubezpieczenia i osiągnąć dochody poniżej
pewnego poziomu. Jeśli pani chce, Irenę da pani formularze. Jest do nich
także bezpłatny numer telefoniczny.
Julie w zamyśleniu pogładziła synka po głowie.
- Czy okulary też dostaniemy bezpłatnie?
- Tego nie jestem pewna. Wiem tylko, że badanie jest za darmo, ale
dobre i to.
- Pewnie.
- Jeśli okaże się, że nie spełniacie wymaganych warunków, proszę mi dać
znać, to może wymyślę coś innego, dobrze?
- Dziękuję, pani doktor.
- No to do przyszłego tygodnia. Trzymaj się, Tommy.
Zadowolona z siebie, Kirsten wyszła na korytarz. Na widok stojącego w
holu mężczyzny od razu prysnął jej dobry humor. Robert Carlton, właściciel
budynku, przychodził tu wyłącznie ze dymi wiadomościami.
Zmusiła się, by powitać go uśmiechem.
RS
47
- Dzień dobry, pani doktor. - Carlton też się uśmiechnął, ale tylko ustami.
Jego oczy pozostały chłodne. - Czy moglibyśmy chwilę porozmawiać?
- Oczywiście. Proszę do gabinetu.
Kątem oka zauważyła wychodzącego z drugiego pokoju Jake'a. Był
wyraznie zainteresowany jej gościem.
- Muszę panią z przykrością poinformować, że zamierzam podnieść
czynsz - oznajmił bez zbędnych wstępów Carlton. - Tylko proszę nie brać
tego do siebie.
Duma nie pozwoliła jej okazać przerażenia. Przybrała obojętny wyraz
twarzy i uniosła brwi.
- Znowu?
Carlton przez chwilę wpatrywał się w swój pierścień z ogromnym
rubinem.
- Nie mam wyboru. Sama pani rozumie, wzrost podatków i kosztów
konserwami...
- Konserwacji?
Jak on śmie nazywać tę łataninę konserwacją? To ona, z pomocą swych
pracowników i nawet męża Irenę, naprawiała, co się dało, bo kiedy Carlton
sam cokolwiek zrobił, od razu podnosił czynsz.
- Jeśli dobrze pamiętam, kilka miesięcy temu wymieniłem rury w
Å‚azience.
- Tylko dlatego, że nie grzał pan dostatecznie i rury zamarzły.
- %7łeby okazać dobrą wolę, podwyżkę wprowadzę dopiero od następnego
miesiÄ…ca.
Za dwa tygodnie. Cóż za wspaniałomyślność!
- Czy to znaczy, że ponaprawia pan to wszystko, o czym panu pisałam w
ostatnim piśmie?
- W swoim czasie, pani doktor, w swoim czasie.
Co należało oczywiście tłumaczyć: w grudniu po południu, czyli nigdy.
- A tak przy okazji, zauważyłem nową osobę wśród pani personelu. To
ktoś na stałe?
Kirsten od razu wyczuła pułapkę.
- Doktor Marshall jest z nami tymczasowo - odparła ostrożnie.
- Rozumiem. To dobrze. Bo gdyby był na stałe, stawiałoby to naszą
umowę w zupełnie nowym świetle.
- Co ma pan na myśli?
- Dwaj lekarze to dwa razy więcej pacjentów, a więc dwukrotnie większe
zużycie budynku.
RS
48
- I dwukrotnie wyższy czynsz? - Kirsten nawet nie próbowała ukryć
ironii.
- Ależ nie, najwyżej o pięćdziesiąt procent. Jestem jednak gotów do
negocjacji. Może znajdziemy jakieś wyjście korzystne dla obu stron.
Kirsten skrzywiła się z obrzydzeniem. Wiedziała aż za dobrze, co znaczy
takie  korzystne dla obu stron wyjście". Choć była bardzo oddana swym
pacjentom, nie mogła zgodzić się na jego propozycję. Nie potrafiłaby sobie
pózniej spojrzeć w oczy.
- No, wobec tego porozmawiamy o szczegółach, jeśli rzeczywiście pani
kogoÅ› zatrudni.
Kirsten wzięła do ręki ołówek, by powstrzymać dłonie od drżenia.
- Przejrzałam wszystkie papiery Diany - powiedziała. - Od jej śmierci
stale podnosi pan czynsz.
Carlton wstał. Na jego twarzy pojawił się chytry uśmieszek.
- Bardzo mi przykro, ale moja umowa z Dianą wygasła wraz z jej
zgonem.
Zrobiło jej się niedobrze, kiedy stanął obok i położył jej rękę na
ramieniu.
- Jeśli zależy pani na takich samych warunkach, trzeba to będzie omówić.
- Dziękuję, dam sobie jakoś radę - odparła wyniośle. Wyraznie
niezrażony jej oczywistą niechęcią, Carlton sięgnął do kieszeni, wyjął
tłoczoną wizytówkę i oparł ją o telefon.
- Tu jest mój numer, gdyby go pani zapomniała, a zmieniła pani zdanie.
Tymczasem proszę pamiętać o wpłacie piętnastego. %7łyczę pani miłego dnia. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • qus.htw.pl