[ Pobierz całość w formacie PDF ]

sprawę dalej.
 Pamiętaj, żeby nadskakiwać Elżbiecie. To uprawdopodobni twoje wizyty.
 Powiem ci, że zaczynam jej nadskakiwać dla własnej przyjemności.
 Masz rację, to wspaniała dziewczyna.
 Ciekawe, co powie nam Scalny, jeżeli go znajdę, o przedsiębiorstwie przewozowym pana Marcosa?
 Paweł szybko zmienił temat.  Przedtem jednak spytam o niego telefonicznie komisarza Lefevre.
 Chcesz skierować jego uwagę na tego człowieka?
 Oczywiście. Albo policja zna już zainteresowania pana Marcosa, albo zwrócimy im na niego uwa-
gę. W końcu nie powinniśmy działać na ich podwórku. Nawet w czasie urlopu.
 Racja, zapomniałem, że jesteś na urlopie. Musisz być wyspany, bo od jutra zaczniesz chyba wyda-
wać te dwa tysiące franków. Przynoś chociaż do  Corexu" korki od szampana. Konrad gotów dostać zawału.
Ale dosyć tych żartów  sięgnął ręką do kieszeni.  Masz tutaj adres kobiety, u której możesz dowiedzieć
się czegoś o Scalnym.
 Rue d'Assas to chyba gdzieś w okolicach Ogrodu Luksemburskiego?
 Masz rację. Powiem ci jeszcze, że w domu naprzeciwko zatrzymywał się Reymont w czasie swoje-
go pobytu w Paryżu. Kobieta, której nazwisko masz na kartce, może mieć już ładne parę lat, ale się tym nie
przejmuj. Jest podobno wcale żwawa. Była kochanką wielu mężów stanu, a także kilku znanych bankierów.
Oczywiście w lalach dwudziestych. Wiele się podobno od tych panów nauczyła, chociaż niektórzy mówili,
że to oni uczyli się od niej. Przez trzy lata była żoną bardzo młodego Scalnego, który pózniej wypłynął na
szersze wody. Rzucił ją wtedy, ale dzisiaj się nią podobno opiekuje.
 Ma dług wdzięczności czy wyrzuty sumienia?
 Chyba jedno i drugie. W każdym razie to ona wprowadziła go w wielki świat, dając też podstawy
zawodu, który on dzięki talentowi zamienił w sztukę.
 Widzę, że czeka mnie jutro ładna robota.
 Pociesz się, że mnie też. Ty jesteś na urlopie, a ja jutro wstaję o siódmej. %7łyczę powodzenia!
Pogoda zepsuła się. Padał niewidoczny deszczyk, który po trzydziestu krokach dokładnie moczył każ-
dego przechodnia. Paweł wstał z bólem głowy. Cały pokój wypełniony był lepkim, wilgotnym powietrzem.
Spakował rzeczy, aby oszczędzić sobie wieczornej roboty. Postawił walizkę na widocznym miejscu przy
stole. Na jej tylnej krawędzi, przy zawiasach, przylepił kawałek przezroczystej taśmy.
Na dole minął sennego jeszcze konsjerża, który wykrzywił do niego twarz w uśmiechu, przypominają-
cym grymas faceta cierpiącego na ból wszystkich zębów.
W pensjonacie nic było kabiny, stał tylko na kontuarze zakurzony telefon, a obok niego stos książek te-
lefonicznych i talerzy na pieniądze. Po drugiej stronie ulicy znajdowało się małe bistro. Paweł wszedł tara,
poprosił o kawę i żeton. Barmanka wskazała mu kabinę wciśniętą w kąt za barem. Otwierał już drzwi, kiedy
do tego smutnego lokalu, jakich pełno w Paryżu i o których nigdy nie wiadomo, skąd czerpie zyski ich wła-
ściciel, wszedł następny gość. Paweł obrzucił go obojętnym spojrzeniem i dopiero w dusznej kabinie pomy-
ślał, że człowiek len mógł tu trafić nic z chęci napicia się podlej kawy czy zjedzenia croissanta. Przez szybkę
w drzwiach widział go teraz dokładnie. Miał on między narodowo-szmatławy wygląd żula, charakterystycz-
ny zarówno dla Zgierza, jak i dla Nowego Jorku. Ruchy zwolnione, senne, wypracowane na oglądanych w
nędznych salkach westernach, i nerwowe, szczurze błyski w oczach, Paweł wiedział już, że facet może go
śledzić; na szczęście kabina była wystarczająco oddalona, więc można było spokojnie rozmawiać. Wykręcił
numer i o dziwo komisarz sam odebrał telefon.
 Miło mi pana słyszeć  powiedział uprzejmie, kiedy Paweł przedstawił się.  W czym mogę panu
pomóc?
 Chciałbym, jeżeli można, zasięgnąć informacji o Robercie Marcos, właścicielu przedsiębiorstwa
przewozowego  powiedział bez wstępów Paweł.  Czy nie mieliście z nim żadnych kłopotów?
W słuchawce zapanowała krótka cisza. Głos, który odezwał się potem, był ciągle uprzejmy.
 Marcos. Znam. Wolałbym jednak wiedzieć, po co panu te informacje. Jak pan trafił do niego?
 To dłuższa historia. Wierzę, że uda mi się jeszcze ją panu opowiedzieć. Przepraszam za śmiałość,
ale pańska odpowiedz jest ważna szczególnie dla wydziału, którego jest pan szefem.
W słuchawce słychać było, jak komisarz przełyka ślinę. Paweł przez szybkę widział plecy faceta przy
barze, barmanka dolewała mu właśnie do kieliszka.
 No cóż, najlepiej będzie, jeżeli pan do mnie przyjdzie. Pogadamy.
 Z przyjemnością, ale w tej chwili jestem wyjątkowo zajęty. Wpadnę do pana na pewno przed wy-
jazdem...
 A kiedy pan wyjeżdża?
 W tych dniach. Robert Marcos?
 Dobrze. Marcos jest notowanym przestępcą. Pochodzi z mieszczańskiej rodziny greckiej. Odsie-
dział w swoim życiu tylko cztery lata. Jego firma, założona po wojnie, trudni się transportem wszystkiego co
nielegalne  głos komisarza był smutny.  Ale od dłuższego czasu nie możemy mu nic udowodnić. Na-
pływają różne meldunki o jego działalności, przyłapać go jednak na razie się nie udaje.
 Czy jest to starszy siwy mężczyzna o nobliwym wyglądzie?
 Nie przesłuchiwałem go nigdy. Zdjęcia w archiwum mają już kilka lat ale możliwe, że tak właśnie [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • qus.htw.pl