[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Udusi tego Feliksa gołymi rękami, to więcej niż pewne.
 Nie straciłem  zaakcentował.  Zaginęła. Ona żyje.
 Bardzo, bardzo mi... nam przykro.  Rzuciła mu szybkie spoj-
rzenie.
 Czy po to się tu fatygowaliście? Przepraszam, nie mam herbaty.
198
 Nie, nie  szybko zaprzeczyła.  Jest coś... Ja nie wiem, jak to po-
wiedzieć. Oni chcieli, żebym z tobą porozmawiała, bo ich nie będziesz
słuchać.  Emilka nerwowo gniotła w dłoniach swoje rękawiczki.
 A nie powiedziałaś mężowi, że jestem niebezpieczny?  Wstał
z kanapy i nachylił ku niej swą nieogoloną twarz.
Momentalnie zerwała się z krzesła.
 Co ja ci takiego zrobiłam, że..?
 Emilka, zostań, przepraszam. Nie wiem, co we mnie wstępu-
je, że robię się taki gwałtowny wobec ciebie. Wybacz mi.  Wściekły
na siebie, patrzył, jak szybkim krokiem opuszcza pokój.  Nie będę
ci dokuczał, proszę...  dodał błagalnym tonem.
 Kochasz ją, prawda?  spytała niemal u drzwi.
 Bardziej niż swoje życie  odpowiedział i zobaczył, że Emil-
ka pobladła po jego słowach. Chyba niemożliwe, żeby nadal coś do
niego czuła. Przecież była szczęśliwą mężatką.
Musiało mu się wydawać. Zmieszanie dziewczyny trwało ułamek
sekundy. Po chwili odkaszlnęła lekko.
 Miałam ci powiedzieć, że jest całkiem możliwe, że wywieziono
ją na roboty do Niemiec. Dowiedzieliśmy się, że tego dnia odszedł
dodatkowy pociÄ…g.
Wydawało się niemożliwe, że minęły już ponad dwa miesiące od
ostatnich odwiedzin Feliksa. Przeszło święto żydowskie Chanuka,
zbliżało się katolickie Boże Narodzenie, za parę tygodni kończył się
rok, na dworze mroziło i śnieżyło, a Lila czuła się jeszcze bardziej
zagubiona niż dotychczas. Upływ czasu można było poznać po jej
włosach, które po ścięciu przez Włodka zaczynały odzyskiwać swą
dawną długość.
Lila przejrzała się w lustrze. Blada pociągła twarz otulona rudymi
lokami i te puste, wypłakane oczy.
Pod dachem Zięckiej dni upływały monotonnie z wyjątkiem so-
bót i niedziel, których Lila zaczęła nienawidzić.
Ta sobota miała podobny przebieg jak poprzednie. Zaczęła się li-
bacjÄ… na parterze i puszczaniem do znudzenia Lili Marleen. Potem
199
jednak, gdy para udawała się do pokoju na górze, Lila słyszała prze-
kleństwa, którymi Niemiec obrzuca towarzyszącą mu kobietę. Po-
deszła wówczas do drzwi, przeczuwając, że za chwilę będzie się dzia-
ło coś strasznego. Nie myliła się. Za chwilę się zaczęło.
Rozległ się świst, jakby bata czy paska, a po nim jęk. Tylko je-
den zduszony jęk, po którym Lila stwierdziła, że mężczyzna musiał
zakneblować swoją towarzyszkę. Z dobiegających ją odgłosów, ko-
mentowanych po niemiecku, można było się zorientować, że w po-
koju obok odbywa się jakaś okrutna tortura, której ofiara za wszel-
ką cenę stara się uniknąć. Próbuje się szarpać i uciekać, ale nie ma
szans wobec oprawcy, który każdą próbę wyzwolenia się kwituje ko-
lejnymi świszczącymi razami.
W końcu Lila nie wytrzymała i chwyciła za klamkę. Na szczęście
tym razem drzwi były otwarte. Wybiegła na korytarz i zaczęła krzy-
czeć. Po wszczęciu alarmu, przerażona własnym wrzaskiem, natych-
miast wpadła do swojego pokoju i zamknęła się na klucz. Po chwili sły-
szała obok podniesione głosy kobiece i męskie, a potem wszystko się
uspokoiło. Głównie za sprawą poduszki, którą nakryła sobie głowę.
 Chodz, dziewczyno! Ona chce ci podziękować.  Zięcka szar-
pała ją za ramię po paru godzinach.
Lila uniosła głowę i posłusznie udała się z wdową na dół.
Ciemnowłosa trzydziestoletnia kobieta przykładała do spuchnię-
tej i zakrwawionej twarzy kawałek lodu.
 Zabiłby mnie, gdyby nie ty  powiedziała na widok Lili.  Ale
proszę, nie patrz tak na mnie. Mój mąż zginął w trzydziestym dzie-
wiątym, mam trójkę dzieci i żadnej rodziny. Jak ja mam je wyżywić?
 Ja nie potępiam.  Lila rozejrzała się dokoła z pewną obawą. 
A on? Co z nim?
 Bydlę. Powiedział, że się pobawimy, a potem... Zabiłby mnie
 powtórzyła, rzucając Lili przerażone spojrzenie.  Jak go wypro-
wadzali, to któremuś się przypomniało, że on już raz zamordował
w Wilnie %7łydówkę. Sadystyczne zwierzę. Mam już ich wszystkich
dosyć.  Kobieta westchnęła i rozejrzała się za Zięcką.  To nie mia-
ło tak być. Na początku przychodziłyśmy tu jedynie dla towarzy-
stwa. Do potańczenia...  Zamilkła, jakby wstrząśnięta tym, w co
zamienił ją los.
200
 Mam na imiÄ™ Stefa.
 Lila.  Lila uśmiechnęła się i wyciągnęła rękę do nowej znajomej.
W ten sposób zyskała sojuszniczkę. Stefa rozmówiła się z Zięcką,
która zwolniła ją z sobotnio-niedzielnego zarobkowania i zatrudniła
jako służącą. W związku z tym widywała się z Lilą niemal codzien-
nie, urozmaicając jej monotonną egzystencję. Stefa należała do bar- [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • qus.htw.pl