[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Michael, seks nigdy nie stanowił dla nas problemu.
Nie wierzył własnym uszom. I wtedy nagle to do niego dotarło. Jeśli
nie przekonała jej ubiegła noc, to nie ma już żadnej szansy. Tak niewiele
zostało w niej z tamtej Tary sprzed lat - zbyt mało, żeby uwierzyła w ich
szansę.
Lecz mimo to uparcie postanowił próbować.
- Więc porozmawiajmy o tym, z czym mamy problem - powiedział
przez zaciśnięte zęby, czując nawrót ostrego, pulsującego bólu w skroni.
- Nie uda się, prawda? A dlaczego? Dlatego, że do rozmowy potrzeba
dwojga, a ty bez przerwy uciekasz.
Nie miała nic do powiedzenia. Siedziała w milczeniu, apatyczna, i
patrzyła na niego znużonym wzrokiem.
Pona & Polgara
- Taro! Próbowałem już wszystkiego. Co jeszcze mogę zrobić?
Przymknęła oczy i odwróciła się plecami.
- Myślę, że będzie lepiej, jak sobie pójdziesz. Pokręcił głową,
zwiesił ramiona, a potem, w poczuciu totalnej klęski, przeniósł wzrok na
sufit.
- Tak - odezwał się zmęczonym głosem. - Lepiej już pójdę. Tylko
tracę czas. Poddaję się, słyszysz? Rezygnuję z małżeństwa, z ciebie.
Wiesz co? Miałaś rację. Nie jesteś tą samą kobietą, z którą wziąłem ślub.
Tamta miała w sobie ogień. Wiedziała, czego chce i kogo kocha. Ale jej
już nie ma. To ona umarła dwa lata temu, nie ja.
W pokoju zapanowała zupełna cisza. Słychać było tylko trzask
palonego w kominku drewna.
- Kobieta, którą poślubiłem, którą kochałem, znała prawdę.
Widziała, że za każdym razem, kiedy trzymałem ją w ramionach, za
każdym razem, gdy się kochaliśmy, oddawałem jej cząstkę mojej duszy.
Michael odwrócił się i wolno szedł w stronę drzwi. Przegrał. Nie miał
już siły ani ochoty do walki, a jego serce było jedną krwawiącą raną. Ale
nawet wtedy czekał, że go zatrzyma, że się rozpłacze. Że powie mu, że
się myli.
- Nie będę robił trudności przy rozwodzie - powiedział w końcu. -
Jedyne, o co proszę, to możliwość widywania dziecka. Twój adwokat
może się kontaktować ze mną w Ekwadorze. Zostawię ci swój adres
jutro przed wyjazdem.
Z ręką na gałce u drzwi odwrócił się, żeby spojrzeć na nią jeszcze raz.
Stała z opuszczoną głową, jedną ręką ciasno przytrzymując się w
pasie, drugą zakrywając usta. Po policzkach spływały dwie bliźniacze
łzy.- A mogło być tak dobrze. -Ostatni raz popatrzył na ukochaną twarz,
odwrócił się i wyszedł.
Zostawiał ją i swoje życie, które utracił po raz drugi.
Pona & Polgara
ROZDZIAŁ JEDENASTY
Mijał kolejny, długi dzień. Michael siedział na werandzie, rozparty na
ogrodowym krześle. Niedawno wrócił do domu po dwunastogodzinnym
dniu pracy w lesie.
- Ludzie z gór mają takie powiedzenie - zagadnęła go Maria łamaną
angielszczyzną. Bardzo martwiła się stanem jego ducha.
Michael kochał Marię i doceniał jej starania, ale wolałby teraz być
sam. Chciał siedzieć przy piwie i pielęgnować w sobie ponury nastrój,
który go nie opuszczał od powrotu z Chicago.
Skoro nie potrafił wymazać Tary z pamięci, doprowadzi się do
takiego stanu, że nie będzie miał nawet siły, żeby myśleć. Na razie nie
bardzo mu się to jednak udawało.
Jedyna korzyść to fakt, że pozbył się tych piekielnych bólów głowy.
Wytarł grzbietem dłoni spocone czoło.
- Ludzie z gór zawsze mają jakieś swoje porzekadła - odpowiedział
cierpliwie, mając sobie za złe, że to on jest przyczyną jej zmartwień.-
Mówią - ciągnęła Maria - że w Ekwadorze wystarczy jeden dzień, żeby
przeżyć wszystkie cztery pory roku.
Michael dopił piwo z butelki i postawił ją na stole. Jego pusty wzrok
krążył gdzieś nad ogrodem Marii, gdzie jej tropikalne rośliny pyszniły
się kolorami w promieniach zachodzącego słońca.
Cztery pory roku w jeden dzień. Chryste! Był tak zmęczony, że chyba
minęły mu cztery życia. Cztery długie, puste życia.
- Poranki są ciepłe niczym lato - mówiła dalej Maria ze swoim
twardym środkowoamerykańskim akcentem. - Południe przypomina
wiosnę, bo niebo się chmurzy. Popołudnie jest jak jesień, chłodna i
deszczowa. A noc jest zimna, skrzy się gwiazdami.
Przysiadła się do niego i matczynym gestem pogładziła go po twarzy.
Pona & Polgara
- Boję się, Miguel, że całe twoje życie zamieniło się w jedną porę
roku. Twoje serce jak sopel lodu. W twoim sercu zawsze zima.
Michael miał już za sobą wyczekiwanie pod telefonem, nasłuchiwanie
śmiechu małego chłopca, kroków pod drzwiami.
To się nigdy nie stanie, a życie musi się toczyć dalej. Jakoś się
potoczy.
- Nic mi nie będzie - rzekł z wymuszonym uśmiechem.
- Poczułbyś się lepiej, gdyby w twoim życiu znowu nastało lato.
Lato, czyli Tara.
- No cóż, raczej nie sądzę, żebym mógł na to liczyć.
- Nawet jeżeli poproszę, żebyś mi dał jeszcze jedną szansę?
Serce podskoczyło mu do gardła, a następnie zaczęło kołatać się w
piersi jak szalone. Spojrzał na pustą butelkę. Może faktycznie za dużo
ostatnio pije.
- Zasługujemy na jeszcze jedną szansę, nie uważasz?
Tara! Zamknął oczy i przełknął ślinę. Za bardzo tego pragnął, żeby
uwierzyć, że to jest możliwe. Że słyszy jej głos.
Ale kiedy ponownie otworzył oczy, najpierw zobaczył dodający
otuchy uśmiech Marii, a potem w polu jego widzenia ukazała się Tara.
Jeszcze piękniejsza, niż ją pamiętał, delikatniejsza, ale i odważna.
Maria uścisnęła jego rękę i podniosła się z krzesła.
- Lato, Miguel. A myślałeś, że nie przyjdzie. Z tymi słowami
zostawiła ich samych.
- Miałeś rację - powiedziała Tara, robiąc niepewny krok w jego
stronę. - Pięknie tu. [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • qus.htw.pl