[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Kochanie, przynieÅ› mi "Low Down Review". Jest tam coÅ› o Loisie van Schuyler i jej
Przewodniku po Maroku.
W drzwiach pojawił się Alistair Blunt.
- A teraz, monsieur Poirot - rzekł - poproszę pana do mojego gabinetu.
Sanktuarium Alistaira Blunta stanowił długi, niski pokój położony na tyłach domu. Okna
wychodziły na ogród. Pokój urządzony był wygodnie i wyposażony w głębokie, miękkie
fotele i kanapy, panował w nim miły nieład, czyniący go bardziej swojskim.
(Daremnie jednak sądzić, że przypadło to do gustu Herkulesowi Poirot - on wolał idealną
symetriÄ™!)
Po zaoferowaniu gościowi papierosa i zapaleniu fajki, Alistair Blunt natychmiast przeszedł do
rzeczy.
- Mogę z całą pewnością stwierdzić - powiedział - że jest wiele rzeczy, z których nie jestem
zadowolony. Oczywiście, dotyczy to tej kobiety o nazwisku Sainsbury Seale. Z różnych
przyczyn - powodów, które bez wątpienia są uzasadnione - władze odwołały poszukiwania
jej. Nie wiem dokładnie, kim jest Albert Chapman ani też czym on się zajmuje, ale cokolwiek
by robił, jest to dość ważne i łatwo mógł się znalezć w przykrej sytuacji. Nie jestem
wystarczająco poinformowany, ale premier powiedział, że nie wolno pozwolić na żaden
rozgłos i że lepiej, aby cała ta sprawa poszła w zapomnienie. Taki jest oficjalny punkt
widzenia i oni wiedzą, co należy robić. Tak więc policja ma ręce związane. - Pochylił się do
Poirota. - Ale ja chcę znać prawdę, monsieur Poirot. I pan jest tym człowiekiem, który ją dla
mnie odkryje. Pana nie krępują żadne oficjalne więzy.
- Czego pan ode mnie chce, panie Blunt?
- Chcę, aby znalazł pan tę kobietę - Sainsbury Seale.
- %7ływą czy umarłą?
Alistair Blunt uniósł brwi.
- Sądzi pan, że możliwe, aby ona nie żyła?
Herkules Poirot przez chwilę milczał, następnie powiedział powoli, ważąc słowa:
- Jeżeli chce pan wiedzieć, co ja o tym sądzę - a będzie to, proszę pamiętać, tylko moje
własne zdanie - to przypuszczam, że ona nic żyje...
- Na czym opiera pan swoje przypuszczenia?
Poirot uśmiechnął się i rzekł:
- Być może, że to, co powiem, nie będzie miało dla pana sensu, ale przypuszczenie moje
opieram na parze nowych pończoch w szufladzie.
Alistair Blunt spojrzał na detektywa z zaciekawieniem.
- Jest pan dziwnym człowiekiem, monsieur Poirot.
- Tak, jestem bardzo dziwny. I, jak to się mówi, jestem metodyczny, dokładny i logiczny.
Nigdy nie dopasowuję faktów do teorii, nawet jeżeli to. co odkryję, jest niezwykłe!
- Ciągle myślę o tym wszystkim i dochodzę do wniosku - powiedział Alistair Blunt - że cały
ten interes jest piekielnie niezwykły! Wydaje mi się, że ten dentysta, który się zastrzelił, ta
pani Chapman wpakowana do własnej skrzyni na futra, ta zmasakrowana twarz - wszystko to
jest obrzydliwe! Cholernie obrzydliwe! Nie mogę wyzbyć się myśli, że coś się za tym kryje.
Poirot skinął głową.
Blunt ciÄ…gnÄ…Å‚ dalej:
- I wie pan... im dłużej myślę o tej sprawie, tym bardziej jestem przekonany, że ta kobieta
nigdy nie znała mojej żony. Był to tylko pretekst, aby ze mną rozmawiać. Tylko po co? Na co
jej się to mogło przydać? Nie myślę o tym małym datku, nie robiła tego we własnym
interesie, tylko stowarzyszenia. A przecież czuję, że... że to wszystko było sprytnie
zaplanowane, mam na myśli to przypadkowe spotkanie przed domem. To było zbyt
przypadkowe. Podejrzanie przypadkowe! Tylko po co? Ustawicznie zadajÄ™ sobie to pytanie...
dlaczego?
- Tak, to właściwe pytanie: dlaczego? Ja również zadaję sobie podobne pytanie i nie potrafię
na nie odpowiedzieć. Tak, nie znam odpowiedzi.
- Nie ma pan żadnych teorii w tej sprawie?
Poirot z przygnębieniem machnął ręką.
- Moje teorie są całkowicie dziecinne. Może to był podstęp, aby pana komuś wskazać. Ale z
drugiej strony to absurdalne, bowiem jest pan znanym człowiekiem i prościej było
powiedzieć: "Patrz, to on - ten, który właśnie wszedł tymi drzwiami".
- No dobrze, ale dlaczego ktoś miałby mnie komuś wskazywać? - zapytał Alistair Blunt.
- Panie Blunt, niech pan jeszcze raz wróci myślą do tego ranka, kiedy siedział pan w fotelu
dentystycznym. Czy zauważył pan coś niezwykłego w zachowaniu Morleya? Czy przypomina
pan sobie coś, co mogłoby naprowadzić nas na rozwiązanie zagadki śmierci dentysty?
Alistair Blunt ściągnął brwi w zamyśleniu. Następnie potrząsnął głową.
- Bardzo mi przykro, ale niczego takiego sobie nie przypominam.
- Jest pan całkiem pewny, że nie wspomniał nazwiska Sainsbury Seale?
- Nie.
- A może mówił coś o innej kobiecie... O pani Chapman?
- Nie... nie... w ogóle nie mówiliśmy o ludziach. Mówiliśmy o różach, o tym, że ogrody
potrzebujÄ… deszczu, o wakacjach... i to wszystko.
- Czy w czasie, gdy się pan tam znajdował, wchodził ktoś do gabinetu?
- Chwileczkę... nie, myślę, że nie. Pamiętam, że w czasie innej wizyty widziałem tam młodą
kobietę, jasnowłosą dziewczynę. Ale wówczas jej tam nie było. Ach tak, przypominam sobie,
że wtedy wszedł tam ten drugi dentysta... facet z irlandzkim akcentem.
- Co mówił albo co robił?
- Zadał Morleyowi kilka pytań i wyszedł. Wydaję mi się. że Morley był tym trochę
zniecierpliwiony. Był tam tylko minutę czy coś koło tego.
- I nic więcej nie może pan sobie przypomnieć? Nic więcej?
- Nie. Zachowywał się zupełnie normalnie.
Herkules Poirot powiedział w zamyśleniu:
- Mnie również wydawał się zupełnie normalny. Nastąpiła dłuższa przerwa. Następnie Poirot
powiedział:
- Czy przypadkowo przypomina pan sobie młodego mężczyznę, który znajdował się w
poczekalni na parterze owego dnia, kiedy i pan był u dentysty?
Alistair Blunt zmarszczył brwi.
- Zaraz, zaraz... Tak, był tam jakiś młodzieniec... zachowywał się dosyć niespokojnie. Ale
dokładnie nie przypominam go sobie. Dlaczego pan pyta?
- Poznałby go pan, gdyby go pan zobaczył jeszcze raz? Blunt potrząsnął głową.
- Ledwo zwróciłem na niego uwagę.
- Nie próbował z panem rozmawiać?
- Nie. - Blunt patrzył z zainteresowaniem. - Jakie to ma znaczenie? Kim był ten młodzieniec?
- Nazywa siÄ™ Howard Raikes.
Poirot niecierpliwie czekał na jakąkolwiek reakcję, ale zawiódł się.
- Czy powinienem znać to nazwisko? Spotkałem go gdzieś?
- Nie sądzę, aby go pan spotkał. To przyjaciel pańskiej siostrzenicy, panny Olivera.
- Och, jeden z przyjaciół Jane.
- Jej matka, jak sądzę, nie aprobuje tej przyjazni. Alistair Blunt powiedział z roztargnieniem:
- Nie przypuszczam, aby to miało dla Jane jakieś znaczenie.
- Jednak matka potraktowała tę przyjazń tak poważnie, że sprowadziła córkę ze Stanów, aby
trzymać ją z dala od tego młodego człowieka.
- Och! - Na twarzy Blunta pojawił się wyraz zaskoczenia. - Więc to ten facet?
- Tak, a zatem teraz bardziej siÄ™ pan nim zainteresuje.
- Istotnie, to facet, którego, jak sądzę, w żaden sposób nie można tolerować. Jest zamieszany
w wiele wywrotowych akcji. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • qus.htw.pl