[ Pobierz całość w formacie PDF ]

kiedyś znał ją doskonale, jeszcze w szkolnych czasach, a potem kontakt się urwał i na-
wet nie wiedział, że jego szef to mąż znajomej dziewczyny. Teraz wie, Agata Młyniak mu
powiedziała. Potwierdził, że się spotkali przypadkiem na ulicy i poszli pogadać przy pi-
wie. Do tego miejsca nie było z nim kłopotów, dopiero teraz zaczęły się schody.
Przyniesiono kiełbasę i piwo, więc na chwilę Górski urwał. Bieżan czekał cierpliwie.
 Sam nie bardzo wiedziałem, jak go pytać i o co  podjął znów jego podwładny
 ale zacząłem od szefa. Chwalił go bez oporu. No to ruszyłem ten romans i tu nabrał
wody do pyska, nic nie wie, w żadne ploty się nie wdaje, baby są od tego, a nie on. No
owszem, zmiana na stanowisku sekretarki rok temu nastąpiła, bo z poprzednią szef się
ożenił. Urszula Biełka niejaka...
 Ejże!  zainteresował się Bieżan.  Mamy Urszulę?
 Mieć, mamy, ale diabli wiedzą czy to właściwa. Uczepiłem się jej jak rzep psiego
ogona. Nic z nią nie miał i nie ma, niczego nie załatwiał, nie rozmawiał, w końcu wy-
rwało mu się, że ona nie do rozmowy. Małomówna taka. Złapałem się za przyjaciółki,
a skąd on ma znać jej przyjaciółki, znów wylazło, że baby ją nie bardzo lubiły. I w ogóle
nie zwracał uwagi. Ale ma przecież oczy w głowie, bodaj po korytarzu z zamkniętymi
nie chodził, no nie chodził, ale nie widział, żeby ktoś jej jakieś wizyty składał, nic z ta-
kich rzeczy, poza tym ona w sekretariacie urzędowała, a nie na korytarzu. Miał mnie
116
chyba po dziurki w nosie, bo w końcu wydusił z siebie, że jeśli ktokolwiek może o niej
cokolwiek wiedzieć, to tylko taka jedna Zenia z księgowości. Nazwiska Zeni nie zna,
mało ma do czynienia z księgowością bezpośrednio, on chemik, a nie administracja. No
i w tym całym majdanie konkretów było tylko tyle. O żadnej Feli w życiu nie słyszał,
poza utworem muzycznym:  Bujaj siÄ™, Fela, bo jutro niedziela . Koniec streszczenia.
 Cholera  zmartwił się Bieżan.  Zenia to nie Fela. I jeśli Urszula pracowała jako
sekretarka, a Borkowski się z nią ożenił, takie znajomości jak z denatką są raczej wątpli-
we. Chyba to inna Ula...
Górski, kończąc kiełbasę, zamachał gwałtownie widelcem.
 Nie. To znaczy, tak. To znaczy, to nie tak. On wie coś więcej i prędzej umrze niż
to wyzna. Z wierzchu był kulturalny, spokojny i zniesmaczony plotkami, a w środku wił
siÄ™ jak stado tych takich, jadowitych. CoÅ› tam go gryzie po wÄ…tpiach...
 Kochał się może w sekretarce, a szef mu ją sprzątnął sprzed nosa...?
 Chyba nie. Na moje oko, on jej nie lubił, a strasznie chciał być obiektywny. Co do
Zeni, nie mam zdania.
Bieżan popadł w niewielką zadumę.
 Czyli mamy i romans. Związku z zabójstwem na razie nie widzę. Romans wyrwał
się tej Młyniak. Dlaczego one obie łżą jak najęte...?
 Bo może to jednak Borkowska...?  podsunął Robert, przestawiając się na piwo.
 Właśnie dzisiaj doszedłem do wniosku, że nie. Tak mnie ta baba skołowała?
Niemożliwe. Ale z drugiej strony nigdy jeszcze dotychczas nie mieliśmy prokuratora
podejrzanego o zabójstwo... Za to śmierdzieć mi zaczyna Borkowski, chciał się pozbyć
żony i potrzebny mu był pretekst, dyplomatycznie zorganizował całą aferę, a potem po-
zbył się także jedynego świadka.
 Pytanie, czy rzeczywiście jedynego... Złapałbym tę Zenię, na wszelki wypadek...
 A propos  przypomniał sobie Bieżan.  Jednego gościa w tym jej notesie
nie było, a wedle wszelkich innych zeznań pracowali w tym samym pokoju. O żywej
Borkowskiej mówię. Prokurator Jacek %7łygoń, jeszcze go nie dopadłem, bo miał rozpra-
wę w sądzie, a potem prawdopodobnie pętał się gdzieś po mieście, jego numeru komór-
ki nikt nie znał...
Na to właśnie zadzwoniła komórka Bieżana.
Oficer dyżurny informował, że jakaś osoba, nazwiskiem Stefania Cieciak, powołu-
jąc się na polecenie pana pułkownika Bieżana, zawiadomiła przez telefon, że ten łobuz
wrócił. Niejaki Wyduj. Leży w domu strasznie pijany i dogadać się z nim nie da rady, ale
ona dopilnuje, żeby po wytrzezwieniu nie uciekł. To wszystko, rozłączyła się.
Gdyby nie Wyduj, Bieżan dłuższą chwilę musiałby sobie przypominać, kto to jest
Stefania Cieciak, nazwisko konkubenta ofiary jednakże od razu wskazało na wścibską
staruszkę. Wrócił cholernik, z tej podróży do ruskich i wreszcie go będzie można prze-
słuchać!
117
 Myślałem, że trochę pomieszkamy w domu, jak normalni ludzie  rzekł z wes-
tchnieniem, podnosząc się od stolika  ale chyba nic z tego. Mówi baba, że zalany
w sarkofag, ale kto go tam wie. Bodaj spojrzeć trzeba...
Jedno spojrzenie wystarczyło. %7ładna ludzka siła nie zdołałaby otrzezwić owego
Wyduja czy Wydoja przed dniem następnym, załatwiony był radykalnie. Staruszka
Cieciak z triumfem wyznała, iż wyczatowała chwili jego powrotu na samym wstępie
uszczęśliwiła go komunikatem o śmiertelnym zejściu ukochanej konkubiny. Wyduj za-
reagował prawidłowo, ruską wódkę przywiózł ze sobą i zużytkował ją od razu, nie sta-
rając się nawet o żadne towarzystwo. Do południa ręką nogą nie ruszy.
 Pewno głodny przyjechał  dołożyła konfidencjonalnie.  Bo to u tych ruskich
podobnież żadnego żarcia nie ma. Nawet mu nie zdążyłam...
Urwała nagle. Bieżan tak był pewien, że nie zdążyła dać mu jakiejś zupy, względnie
innego posiłku, że na te ostatnie słowa nie zwrócił prawie żadnej uwagi. Niepewny od-
porności Wyduja, na wszelki wypadek, załatwił mu obstawę od szóstej rano, po czym,
wbrew pesymistycznym przewidywaniom, udało im się jednak podążyć do domu.
* * *
Dzięki pośrednictwu Ani umówiłam się z prokuratorem Jackiem %7łygoniem na póz-
ne popołudnie w kawiarni Na Rozdrożu, bo niepotrzebnie miałam zakodowane w pa- [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • qus.htw.pl