[ Pobierz całość w formacie PDF ]

synowi.
- Ty pierwszy go odkryłeś. Przeczytaj go na głos. Chyba, że nie chcesz.
Michael wyciągnął rękę po pamiętnik i otworzył go w milczeniu. John podszedł do
krzesła. Wyciągnął z kabury oba detoniki położył je na stole naprzeciwko siebie i usiadł.
Michael zaczął czytać:
Popełniliśmy okropną zbrodnię. Zgrzeszyłem wobec Boga i całej ludzkości...
Michael na chwilę oderwał wzrok od księgi. Mimo woli przebiegło mu przez głowę,
że sekrety rzadko bywają piękne i dlatego muszą pozostać tajemnicą.
ROZDZIAA LII
Michael czytał dalej:
Spisałem tutaj wszystkie kroki, które zmuszony byłem podjąć, aby zapewnić
przetrwanie sobie i swoim ludziom, którzy zdołali się schronić tutaj, zanim na powierzchni
Ziemi rozpętało się piekło. Nie zamierzam się rozwlekać, ponieważ wiele szczegółów
wywołuje w mojej pamięci wspomnienia zbyt bolesne, abym mógł pisać o nich, jak o rzeczach
calkowicie mi obojętnych...
- Jaki staromodny styl, prawda? - wtrącił John Rourke.
- Pomijam kilka mniej interesujących rozdziałów - powiedział Michael, powoli
kartkując pamiętnik. Po chwili wznowił lekturę:
Kiedy niebo stanęło w płomieniach, zdaliśmy sobie sprawę, że jedynym miejscem
ocalenia był dla nas schron zwany Arką, który wybudowaliśmy kiedyś dla bogatych
przedsiębiorców...
- Więc pamiętnik nie został napisany przez Mecenasa - zauważyła Natalia.
- Nie przerywaj - powiedział do niej Rourke. W skupieniu wyjął z kieszeni kurtki
cygaro i zapalił je.
Pamiętam dokładnie projekt budowli. Mecenas zlecił nam wybudowanie skalnych
osłon dla zamaskowania śluz u wylotu szybów wentylacyjnych. Zdołaliśmy odnalezć bramę i
przedostać się do środka, zanim wszystkie śluzy zostały szczelnie zamknięte. Z powodu naszej
niespodziewanej wizyty, Mecenas zmuszony był wprowadzić racjonowanie żywności. Mimo
starań ekipy kucharzy, wkrótce zaczęło brakować pożywienia. Po wielu tygodniach, podczas
których głód dawał nam się we znaki, jeden z nas zgłosił się na ochornika, ażeby wyjść i
przekonać się, czy warunki na zewnątrz pozwalają na przetrwanie. Nigdy więcej go nie
zobaczyliśmy. Zaczęła szerzyć się demoralizacja. W związku z tym, że znalezliśmy się w Arce
nielegalnie, Mecenas zatrudniał nas jako konserwatorów i dozorców urządzeń technicznych.
Lecz nie to nas trapiło. %7łycie straciło dla nas sens. Chociaż my zdołaliśmy uchronić się przed
katastrofą, to nasze rodziny i naszych bliskich spotkała zagłada. Tylko nieliczni spośród nas
szczęśliwie uchowali się wraz z żonami i dziećmi. Oni pracowali najchętniej i nie było im w
głowie wychodzenie na zewnątrz. Tymczasem płynęły tygodnie, a racje żywności malały. Z
powodu przeludnienia odczuwaliśmy trudności w oddychaniu. Pewnego dnia zgłosił się
następny ochotnik. Przepadł niczym kamień w wodę, tak jak i pierwszy.
Wszyscy zdawaliśmy sobie sprawę - zarówno ludzie Mecenasa jak i my - służba, że
pozostają nam tylko dwie możliwości; albo umrzeć z głodu, albo popełnić zbiorowe
samobójstwo. Właśnie wtedy jeden z łudzi Mecenasa (nie udało mi się ustalić, kto to był, gdyż
prawdopodobnie zginął podczas walki które sam rozpętał) wpadł na trzecie rozwiązanie.
- Mój Boże! - szepnęła Natalia.
Michael oderwał wzrok od kartki pamiętnika, chrząknął i czytał dalej:
Mecenas i jego ludzie odważyli się zrobić to, na co my nigdy nie potrafilibyśmy się
zdobyć, chociaż przyznaję, że w trudnych chwilach i takie myśli chodziły nam po głowach.
Postanowili wydalić nas na siłę, nas - budowniczych tego schronu - na zewnątrz Arki. Kiedy
się nad tym zastanowić, takie rozwiązanie było zrozumiałe: zlecili nam wybudować schron
dla własnego przetrwania, a teraz, by przetrwać, musieli się nas pozbyć. Z chwilą, gdy
przestaliśmy być potrzebni, staliśmy się dla nich ciężarem. Pewnej nocy obudzili nas ze snu i
tak jak staliśmy - w kalesonach i nocnych koszulach - zaprowadzili nas do hali sportowej,
gdzie kazali nam ustawić się rzędem na polach golfowych. Wszyscy ludzie Mecenasa byli
uzbrojeni. Popychając nas lufami karabinów, kazali nam schodzić po kolei do jednego z
basenów, którego nigdy nie napełniali wodą. Trzymali tam nas jak zwierząta w zagrodzie i, w
różnych odstępach czasu, wywoływali dwie do trzech osób. Odprowadzali je potem (dokąd -
nietrudno się domyśleć). Lecz wtedy nie znaliśmy jeszcze ich losu. Ktoś zaczął szeptać, że
wydalono ich z Arki. Nasze przypuszczenia potwierdziły się. Ludzie z naszej brygady, których
wywołali (niektórzy mieli rodziny) zginęli u wylotu szybu wentylacyjnego. Jakiś odważny
człowiek na tę wiadomość nazwał ludzi Mecenasa oprawcami i wygrażał im pięścią. Syn
Mecenasa, czternastoletni chłopak, strzelił mu w głowę z pistoletu, który ukradkiem zabrał z
arsenału. Wtedy wpadliśmy w szał. Pewien młody murarz wdrapał się do góry po drabince,
ażeby rozbroić młodego mordercę, ale został zabity. Strażnik, który do niego strzelił, uderzył
go kilkakrotnie kolbą karabinu, co doprowadziło nas do ostateczności. Jakaś kobieta
oszalała. Krzyczała, próbując wydostać się z basenu. Została jednak zepchnięta z drabinki.
Wtedy poderwaliśmy się wszyscy. Podsadzaliśmy się, aby wyjść na górę. Wielu z nas zginęło,
zanim zdołało postawić nogę na krawędzi basenu. Wszyscy krzyczeli. Po obu stronach były [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • qus.htw.pl