[ Pobierz całość w formacie PDF ]
spływającymi jej do ramion blond włosami to Melissa.
Co tu jest grane? wyszeptał zdumiony. Ona znowu paraduje w tym
durnym kostiumie.
Obaj chłopcy przyspieszyli kroku i ruszyli biegiem przez trawnik w stronę domu.
Zatrzymali się jednak jak wryci, wi-dząc, że Melissa nie jest sama. Podążali za nią,
obserwujÄ…c
ją w milczeniu Tom Mallory i Phyllis Holloway. Kiedy zaś zbliżyli się jeszcze
bardziej i doszli do schodów prowadzą-cych na taras, zauważyli, jak z domu
wychodzÄ… Cora Peter
son i Teri. Chłopcy znieruchomieli, nie wiedząc, jak się powinni zachować. W
tym momencie Kent spostrzegł plamy na
sukni i szturchnÄ…Å‚ Bretta.
Popatrz na to szepnął. To wygląda jak krew. Pierwszy zauważył ich Tom
Mallory. Natychmiast odłączył się od Phyllis i ruszył pospiesznie ku nim.
Znikajcie stąd zwrócił się do nich cicho rozkazującym tonem. Nic nie
mówcie i nie idzcie za szybko, Po prostu wycofajcie się dyskretnie.
Chłopcy spojrzeli po sobie. Brett już chciał otworzyć usta, lecz w ostatniej chwili
zmienił zdanie. Chwytając ta ramię Kenta, wycofał się, jak gdyby nie chciał być
świadkiem dziwnego widowiska, odgrywanego przez Melissę, która zdawała się w
ogóle nie zauważać chłopców. Przemierzała teraz taras, idąc w kierunku basenu.
Mallory, zapomniawszy o nich natychmiast, odwrócił się i dogonił Phyllis.
Co teraz zrobimy? zapytał szeptem Kent, obserwując, jak niecodzienna
procesja sunie przez trawnik, po czym skręca za Melissą wokół basenu w stronę
Å‚azni.
Na pewno nie wracamy odpowiedział Brett. Cokolwiek to jest, muszę to
zobaczyć.
Ruszyli znów przed siebie, pozostając spory kawałek za całą grupą, jednak nie na
tyle, aby stracić ją z oczu,
Ona wygląda dziwnie wyszeptał w następnej sekun-dzie Brett, widząc, jak
Melissa wolnym i statecznym krokiem omija łaznię i zmierza w kierunku garażu.
Idzie tak, jakby spała, czy coś takiego.
Po chwili dziewczyna zatrzymała się przed starą szopą. Stała przez chwilę bez
ruchu, po czym uniosła w górę prawą rękę i otworzyła drzwi.
W środku bzykało kilka much. Skoro tylko drzwi otworzyły się, z wnętrza
wydobył się odrażający fetor.
Wszyscy cofnęli się instynktownie, lecz Melissa zdawała się w ogóle nie odczuwać
cuchnącej woni. Weszła do środka.
I znowu wyciągnęła przed siebie prawą rękę. Tym razem kierowała wskazujący
palec dokładnie w stronę luznych desek podłogi. Tam powiedziała.
Jej słowo wisiało przez chwilę w powietrzu, wreszcie Tom Mallory wszedł do
środka, uklęknął i uniósł jedną z desek.
I Chryste... wyszeptał przerażony i zamknął oczy, ujrzawszy leżące pod
podłogą pokiereszowane ciało Taga. Milczał przez chwilę, starając się uzyskać
władzę nad szalejącymi się w nim emocjami, wreszcie podniósł się z klęczek i nie
zwracając uwagi na Phyllis ani Teri, skierował się od razu w stronę Cory i położył
jej dłoń na ramieniu.
Tam leży Tag powiedział łagodnym głosem. Ogromnie mi przykro, Coro.
Ogromnie mi przykro. I Odwrócił się i ruszył w stronę domu, decydując już w
myślach, kogo wyśle na miejsce zbrodni.
Zespół śledczy nie będzie miał zbyt wiele do roboty. Melissa wszak do wszystkiego
się przyznała.
Rozdział 27
Burt Andrews znalazł trochę miejsca i zaparkował swoje BMW między karetką
pogotowia a jednym z wozów policyjnych stojących przed Maplecrest. Oprócz
trzech biało-czarnych radiowozów było tam też sporo innych aut, począwszy od
brudnego volkswagena z nalepką jakiejś gazety na przedniej szybie, skończywszy
na kabriolecie marki Rolls-Royce Corniche, który zamiast normalnych
nowojorskich tablic rejestracyjnych miał po prostu napis: LENORE.
Wysiadł z samochodu, szybkim krokiem wszedł po schodach i przez otwarte drzwi
skierował się do holu. Przez chwilę miał dziwne wrażenie, że mimo tylu
zaparkowanych na podjezdzie samochodów dom był pusty, lecz wkrótce zobaczył
kilka osób stojących na tarasie za domem, a potem jeszcze kilka grupek gapiów,
rozsianych po trawniku biegnącym od tarasu aż do zagajnika. Z miejsca, w którym
stał, mógł stwierdzić, że przyjechała tu ponad połowa mieszkańców Secret Cove.
Już miał przejść przez wahadłowe drzwi na taras, kiedy nagle zatrzymał go czyjś
dochodzący ze schodów głos:
Doktor Andrews?
Spojrzał w górę i spostrzegł wysoką blondynkę, ubraną w białą bluzkę i kolorową,
bawełnianą spódniczkę, spoglądającą na niego ze stopni. Mimo zamętu panującego
w całym domu, była doskonale opanowana. Zeszła na dół i wyciągnęła do niego
rękę.
Jestem Lenore Van Arsdale przedstawiła się. Przyjaciółka państwa
Holloway.
Lekarz ujął podaną mu dłoń i puszczając ją natychmiast spojrzał w górę.
Gdzie oni sÄ…?
Phyllis jest w swoim pokoju powiedziała Lenore. Teri jest z nią, a Melissa
jest w bibliotece z doktorem Chan-dlerem. Chcieli ją już gdzieś zabrać, ale kiedy
Teri powiedziała mi o panu, poradziłam im, żeby poczekali.
Psychiatra zmarszczył czoło, co nie uszło uwagi Lenore. Uśmiechnęła się z
przekąsem. Mam opinię osoby, która zawsze stawia na swoim, i postanowiłam
to dzisiaj wykorzystać. Uśmiech zgasł. Melissa jest chyba w szoku. Nie
jestem pewna, czy w ogóle zdaje sobie chociaż mgliście sprawę z tego, co się stało,
albo czy wie, gdzie się znajduje. Uważałam, że nie ma sensu zabierać jej
gdziekolwiek, dopóki pan się nie zjawi.
Lekarz przytaknął głową i ruszył w stronę biblioteki, a Lenore podążyła za nim.
A co z Charlesem? spytał. Czy ktoś go powiadomił?
Jest już w drodze odpowiedziała Lenore. Był pierwsza osobą, do której
zadzwoniłam. Wynajął samolot od La Guardia. Dzwonił przed chwilą z lotniska w
Portland.
Już tu jedzie.
A Phyllis? Burt Andrews zatrzymał się w drzwiach
biblioteki i zwrócił w stronę Lenore.
Przez ułamek sekundy wydawało mu się, że widział w jej oczach błysk wahania,
lecz natychmiast wzrok kobiety uspokoił się i pokiwała głową. Jest wstrząśnięta
rzecz jasna powiedziała. Ale mam wrażenie, że to, co ją dręczy najbardziej,
nie ma nic wspólnego z tym, co się tutaj stało. Ona, jakby to powiedzieć... ona bez
przerwy pyta, co pomyślą ludzie. W jej głosie zabrzmiała dezaprobata. Wy-
daje mi się niestety, że jej główną troską jest to, czy ta cała afera nie zszarga jej
opinii. Ja zawsze uważałam, że ona tak naprawdę nigdy nie przejmowała się losem
Melissy czy kogokolwiek innego.
Lekarz zdziwiony uniósł brwi. Nie darzy jej pani zbytnią sympatią, prawda?
Lenore potrząsnęła głową. Nigdy nie darzyłam i nie będę darzyć. Jestem wobec
niej taktowna, ponieważ wychowałam się razem z Charlesem i współczuję mu.
Jemu i Me-lissie. Westchnęła ciężko. Może... nie wiem, może my wszyscy
powinniśmy byli zrobić coś więcej. Wiedzieliśmy przecież, jaką presję wywiera na
tej dziewczynie.
Nie obwiniajmy na razie nikogo, pani Van Arsdale przerwał jej lekarz.
Dopóki nie dowiemy się, co się stało.
Przecież my już wiemy wpadła mu w słowo Lenore. Przecież Melissa się
chyba do wszystkiego przyznała.
Psychiatra wzruszył ramionami. Czy sama pani nie powiedziała przed chwilą,
że do niej chyba nie dociera to, co
Przez ułamek sekundy wydawało się, że chłodna postawa przyjęta przez Lenore [ Pobierz całość w formacie PDF ]
Pokrewne
- Strona startowa
- John DeChancie Castle 04 Castle War
- John Norman Gor 08 Hunters of Gor
- Avalon Arthur Sir John Woodroffe Mahanirvana Tantra v2
- Parsons John Magia, wolność, sztuka
- John Norman Gor 06 Ra
- 60.Grisham John Bractwo
- Morressay_John_ _Wyprawa_Kedrigerna
- McGahern John Miedzy niewiastami
- Wyndham, John Las Crisal
- grisham john bractwo
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- mendoza76.opx.pl