[ Pobierz całość w formacie PDF ]

 Jakie myśli?  spytał Oberon.
Burmistrz z Notting Hill zdawał się być w ekstazie, oczy jego jaśniały tajemniczym
blaskiem.
 Znam pewną różdżkę czarodziejską  mówił  której używać właściwie potrafi
tylko jeden albo dwóch ludzi i to rzadko. Jest to czarodziejska różdżka wielkiego strachu, mo-
cniejszego od tych ludzi, którzy się nią posługują; czasami straszna, czasami zła. Ale czego-
kolwiek ona się dotknie, to przestaje już na zawsze być pospolite, bo temu, czego się dotknie,
użycza czaru nie z tego świata. Jeżeli dotknę tą magiczną różdżką ulic i zaułków Notting
Hillu, ludzie będą kochać je i bać się ich na zawsze.
 O czym ty mówisz, u diabła?  spytał król.
 Ta różdżka  mówi! dalej szaleniec  sprawiła, że ohydne krajobrazy stały się
wspaniałe, a nędzne chałupy przetrwały katedry. Dlaczegóż więc nie miałaby nadać latarniom
ulicznym uroku lamp greckich, a omnibusowi wspaniałości barwnej fregaty? Dotknięcie jej
nadaje wszystkiemu osobliwą doskonałość.
 Cóż to za różdżka czarodziejska?  zapytał król niecierpliwie.
 Oto ona  rzekł Wayne, wskazując na podłogę, na której lśnił jego miecz.
 Miecz!  zawołał król i zerwawszy się, stanął wyprostowany na stopniach tronu.
 Tak! tak!  krzyknął ochryple Wayne.  To, czego on dotknie przestaje być
pospolite. To, czego on dotknie...
Król Oberon otrząsnął się ze zgrozą.
 I dlatego rozlewałbyś krew  zawołał.  Dla tak przeklętego poglądu...
 Och, ci królowie, ci królowie!  zawołał Wayne z pogardą.  Jacyż wy jesteście
ludzcy, słabi i pełni względów! Prowadzicie wojny dla zaokrąglenia granicy albo dla zdoby-
cia bogactw jakiegoś odległego wybrzeża, rozlewacie krew z powodu cła na koronki, albo
dlatego, że jakiemuś admirałowi nie oddano salutu. Ale gdy chodzi o rzeczy, które decydują,
czy życie jest godne czy nędzne, jacyż wy jesteście wówczas humanitarni! A ja powiadam i
wiem dobrze, co mówię, że potrzebnymi wojnami były tylko wojny religijne. Nie było huma-
nitarnych wojen oprócz wojen religijnych. Ci ludzie przynajmniej bili się za coś, co choć
mieniło się być ludzkim szczęściem i cnotą. Rycerz z czasów Wypraw Krzyżowych był prze-
konany, że Islam gubi każdą duszę ludzką, którą zawładnie, czy to będzie dusza króla czy
żebraka. A ja z całego serca wierzę, że Buck i Barker, i wszystkie te wzbogacone sępy gubią
duszę każdego człowieka, gubią każdą piędz ziemi, każdą cegłę domu, którą mogą naprawdę
zawładnąć. Uważasz, że ja nie mam prawa bić się za Notting Hill, Najjaśniejszy Panie, ty,
przedstawiciel rządu angielskiego, który tak często prowadził wojny o bzdury? Jeśli naprawdę
nie ma Boga, tak jak to utrzymujÄ… twoi bogaci przyjaciele, a niebo nad nami jest ciemne, to o
co ma się bić człowiek, jeśli nie o ten zakątek, który był rajem jego dzieciństwa i niebem zbyt
krótkich rozkoszy pierwszej miłości. Jeżeli żadne świątynie i żadne pisma nie są święte, to
cóż jest święte, jak nie młodość człowieka?
Król z zaniepokojeniem przechadzał się tam i na powrót po podwyższeniu, na którym
stał tron.
 Ciężka to rzecz  mówił przygryzając wargi  I zgodzić się na tak desperackie
poglądy i taką odpowiedzialność...
Nie skończył, gdy drzwi od sali posłuchań uchyliły się i usłyszano, niby niespodziewa-
ne świergotanie ptaszka, wysoki, nosowy, ale przesadny głos Barkera.
 Wyłożyłem im to zupełnie jasno, że dobro publiczne...
Oberon gwałtownie zwrócił się do Wayne'a.
 Co to wszystko znaczy, u diabła? Co ja mówiłem? Co ty mówisz? Czy ty mnie zahi-
pnotyzowałeś? Niech będą przeklęte te twoje niewinne, błękitne oczy. Puść mnie. I oddaj mi
moje poczucie humoru. Oddaj mi je z powrotem, oddaj mi je, powiadam!
 Zapewniam cię uroczyście, Najjaśniejszy Panie  odrzekł zaniepokojony Wayne z
gestem, jak gdyby szukał czegoś na sobie  że go nie mam.
Król upadł na krzesło, zanosząc się rabelaisowskim śmiechem.
 Rzeczywiście, wydaje mi się, że go nie masz  zawołał.
CZZ TRZECIA
Rozdział I
STAN DUSZY ADAMA WAYNE
Niedługo po wstąpieniu na tron króla Oberona ukazał się w druku mały tomik poezji
pod tytułem:  Hymny na wzgórzu . Wiersze nie były zbyt dobre i książka nie miała powodze-
nia, zwróciła jednak na siebie uwagę pewnej specjalnej szkoły krytyków. Król, który sam
należał do owej szkoły, zrecenzował tę książkę, jako krytyk literacki, w piśmie sportowym
pod tytułem  Prosto ze stajni . Szkoła ta miała przezwisko  szkoły hamakowej , gdyż jak to
złośliwie zauważył jakiś przeciwnik, co najmniej trzynaście subtelnych artykułów kryty-
cznych zaczynało się od słów:
 Czytam tę książkę w hamaku i na wpół śpiący w leniwym słońcu... od tego miejsca
zaczynały się już różnice poważne. W tych warunkach krytycy ci lubili wszystko, a zwłaszcza
wszystko, co było głupie.
 Jeżeli książka nie jest naprawdę dobra  mawiali  a to niestety jest rzeczą niespo-
tykaną, wolimy już, żeby była wspaniale marna.
Toteż ich pochwały, podkreślające ową wspaniałą marność, nie cieszyły się uznaniem i
autorowie doznawali lekkiego niepokoju, widząc zwróconą na siebie specjalną uwagę szkoły
hamakowej. Osobliwością  Hymnów na wzgórzu było wysławianie poetyczności Londynu
w przeciwieństwie do poetyczności wsi. To uczucie czy afektacja nie była zbyt rzadka w
dwudziestym stuleciu i, pomijając przesadę oraz sztuczny jej charakter, miała ona jednak
racjonalną podstawę, bo pod jednym przynajmniej względem miasto jest stanowczo poety-
czniejsze niż wieś  jest bliższe umysłowi ludzkiemu. Londyn, jeżeli nie jest jednym z
arcydzieł człowieka, to jest przynajmniej arcydziełem jego grzechów. Ulica jest rzeczywiście
poetyczniejsza niż łąka, ponieważ kryje w sobie tajemnicę. Ulica gdzieś prowadzi, a łąka nie
prowadzi nigdzie. Ale w książce pt.  Hymny na wzgórzu była jeszcze inna osobliwość, którą
król podkreślił w swojej recenzji z wielką przenikliwością. Był on zrozumiale zainteresowany
w tej sprawie, ponieważ i sam wydał tomik liryków o Londynie pod pseudonimem  Daisy
Marzycielka .
Różnica, jak wykazywał król, polegała na tym, że podczas gdy marni rzemieślnicy tacy
jak np. Daisy Marzycielka (dla której wypracowanego stylu król okazał się nieco zbyt surowy
w swej recenzji, wydanej pod pseudonimem  Piorun ) wychwalali Londyn przez porównanie
go ze wsią i używając natury niejako za tło, z którego czerpali wszystkie poetyckie obrazy, to
jędrniejszy autor  Hymnów na wzgórzu wychwalał, przeciwnie, wieś, porównując ją do mia-
sta, i miasta samego używał jako tła.
»ProszÄ™ wziąć, na przykÅ‚ad  mówiÅ‚ krytyk  te typowo kobiece wiersze, skierowane
do  Wynalazcy dorożki :
Poeto, którego geniusz
Wyrzezbił tę konchę miłości,
Kolebkę marzeń dla dwojga.
Na pewno  pisał król  nikt inny tylko kobieta mogła skreślić te wiersze, kobieta ma
zawsze słabość do natury, dla niej sztuka jest piękna tylko jako echo albo cień natury. Wysła-
wia dorożkę treścią i formą, ale dusza jej pozostaje duszą dziecka, zbierającego muszelki na [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • qus.htw.pl