[ Pobierz całość w formacie PDF ]

dania i białego wina. Maus spróbował wina i odesłał je. Narzekał na dym cygara z
sąsiedniego stolika i wychwycił soupcon za dużo estragonu w sosie.
Qwilleran obserwował z rosnącym głodem cielęcinę z grzybami w delikatnym sosie.
Był jednak zdecydowany wytrwać w narzuconym reżimie: trzy kęsy i basta. Po pierwszym
kęsie spytał Mausa:
- Czy myśli pan, że Max Sorrel byłby odpowiednią postacią do mojej kolumny?
Prawnik mądrze pokiwał głową, wyrażając swoją aprobatę.
- Jego restauracja doświadcza obecnie pewnego rodzaju - jak by to ująć - trudności i
niewątpliwie jest prawdą, że jakiś rodzaj...przychylnego komentarza prasowego spotkałby się
z uznaniem. Mniemam, że nie jest zalecane, aby nadawać rozgłos komplikacjom, ale jestem
pewien, że pan Sorrel chętnie przedyskutuje to z panem, jeśli tylko takie jest pańskie
pragnienie.
- A co pan myśli o Charlotte Roop?
Maus odłożył widelec i nóż, którymi manipulował na europejską modłę.
- Ach, to prawdziwy klejnot! Niech pan się nie da zwieść tej staropanieńskiej
trzpiotowatości, to tylko pozory. Panna Roop jest kobietą sukcesu. Ma niesłychane
umiejętności kierownicze, a jej uczciwość jest najwyższej próby. Jeżeli cierpi na pewne wady
charakteru, to uważam za konieczne przemilczeć je.
Qwilleran wziął drugi kęs.
- Rosemary Whiting sprawia wrażenie osoby bardzo miłej. Idealna dama.
- Kanadyjka - powiedział Maus. Kiedy spróbował cielęciny, jego twarz wyrażała stan
bliski ekstazy, pogodził się już chyba z nadmiarem estragonu.
- Jaki jest jej zwiÄ…zek ze sztukÄ… kulinarnÄ…?
- Pani Whiting, mówię to z bólem, jest dostawcą zdrowej żywności. Musiał pan
słyszeć panegiryki, jakie wygłasza na cześć soi i ziaren słonecznika.
- A Hixie Rice, jak rozumiem, pisze o jedzeniu.
Maus podniósł ręce w dystyngowanym geście rezygnacji.
- Ta młoda panna pisuje urocze menu dla trzeciorzędnych restauracji:  Specjalność
dnia - wyborne ragout łączące w sobie delikatne rarytasy: soczystą jagnięcinę i słodkie
ogrodowe marchewki, nieskazitelne kostki specjalnie wyselekcjonowanych ziemniaków z
Michigan i perlistego groszku - wszystko w smakowitym sosie, którego aromat przywodzi na
myśl egzotyczny Daleki Wschód". Ten wylew barokowej prozy wskazuje, jak jest pan pewnie
świadom, wczorajsze resztki utopione w puszkowanym sosie... doprawione odpowiednią
ilością curry, aby zatuszować zjełczały zapach.
Qwilleran sięgnął po trzeci kęs.
- Także William to interesująca postać.
- Nie należy do osób małomównych, niestety, i przechwala się nieużytecznymi
umiejętnościami, ale jest sympatyczny, a i to, że gra w brydża, to pewna zaleta.
Starszy kelner i reszta obsługi obserwowali z rosnącym przerażeniem opieszałość, z
jaką Qwilleran spożywał posiłek, w tej chwili zaś w grupce kelnerów zawrzało, a od strony
zaplecza nadszedł jak burza sam szef kuchni.
Podszedł wprost do Qwillerana i tonem nieznającym sprzeciwu zakrzyknął:
- Ty nie lubić mojego jedzenia!
- Prawdziwy smakosz nigdy nie je do syta - odpowiedział spokojnie dziennikarz. -
Jedzenie jest wyśmienite, proszę być spokojnym. Chciałbym zabrać resztę tej cielęciny do
domu dla kotów.
- Gatti! Santa Maria! Więc teraz gotuję dla gattil - Szef kuchni wyrzucił w górę ręce i
wycofał się do kuchni.
Po duszonym fenkule w kremie migdałowym, sałatce z nasionami nasturcji,
kasztanowym puree na bezach i małym espresso Qwilleran sięgnął do kieszeni po fajkę i
wyciągnął przed siebie turkusowego chrabąszcza, którego Koko znalazł nad rzeką.
- Widział to pan kiedyś?
Maus pokiwał głową.
- Pani Graham była tak uprzejma, że podarowała każdemu z nas skarabeusza jako
talizman na szczęście. Mój przepadł niestety. To omen, który, rzekłbym, niczego dobrego nie
wróży.
Qwilleran zapłacił rachunek, wdzięczny, że  Fluxion" pokrywa koszty. Za sam
napiwek mógłby żyć cały tydzień. Cieszył się, że może już iść do domu. Podczas kolacji,
kiedy Maus rozwijał swoją kulinarną doktrynę, nie robił żadnych notatek.
Qwilleran wiedział, że osobnicy ostrożni, jak Maus, mówią swobodniej, jeśli się ich
nie nagrywa. Jednak zgromadził mnóstwo informacji do tekstu o Mausie i teraz musiał
koniecznie wybrać z zakamarków pamięci wszystkie pikantne cytaty i przelać je na papier,
zanim wyblakną. Jak tylko kelner przyniósł resztę wołowiny dla kotów, zawiniętą w lnianą
serwetkę, dwaj mężczyzni opuścili restaurację, Maus promieniujący ukontentowaniem
degustatora, Qwilleran głodny i przepełniony współczuciem dla samego siebie.
Kiedy dotarli do Maus Haus, prawnik zaniósł swoją dyplomatkę do kuchni, a
Qwilleran wdrapał się głównymi schodami na górę, ale zamiast skręcić w lewo, skręcił w
prawo. Nagły impuls zaprowadził go pod drzwi Hixie. Właśnie gdy podnosił rękę, żeby
zapukać, usłyszał głos dochodzący z pokoju i zawahał się. Przez grube dębowe drzwi słyszał
tylko burczenie męskiego głosu i nie mógł rozróżnić słów, ale modulacja głosu wskazywała
na to, że mężczyzna nakłaniał do czegoś i łagodnie czegoś dowodził. Z początku brzmiało to
jak rozmowa z telewizora, ale zaraz Qwilleran rozpoznał drugi głos dialogu. Hixie mówiła:
- Nie! To już koniec!... Dziękuję bardzo, ale nie! Nie, dziękuję! - Wysoki ton jej głosu
sprawił, że można było zrozumieć słowa.
Mężczyzna odpowiedział coś przymilnie.
- To nic nie zmienia. Znasz moje zasady. - Zniżyła głos, odpowiadając na pytanie: -
Oczywiście, że tak, ale nie powinieneś był tutaj przychodzić. Ustaliliśmy, że nigdy tu nie
przyjdziesz. .. W porządku, jeden drink, a potem musisz iść.
Qwilleran zapukał.
Zapadła nagła cisza i dopiero po długim oczekiwaniu dał się słyszeć zbliżający się do
drzwi stukot szpilek Hixie.
- Kto tam? - otworzyła ostrożnie drzwi. - A, to ty! - powiedziała z nerwowym
uśmiechem. - Rozmawiałam przez telefon, przepraszam, że kazałam ci czekać. - Nie zaprosiła
go do środka.
- Zastanawiałem się tylko, czy nie miałabyś ochoty pójść ze mną na degustację serów
jutro po południu. To przyjęcie prasowe.
- Z przyjemnością. Gdzie się spotkamy?
- Co powiesz na hol hotelu Stilon?
- Zwietnie, znasz mnie. Uwielbiam jeść.
- Będą też drinki.
- Pić też lubię - zatrzepotała swoimi długimi sztucznymi rzęsami.
Qwilleran starał się zobaczyć coś przez ramię Hixie, ale drzwi były tylko częściowo
otwarte, a w pokoju było ciemno. Zobaczył jedynie, że coś wewnątrz zatrzepotało - to ptaszek
skakał po klatce.
- Do zobaczenia jutro - pożegnał się.
Qwilleran wolał umawiać się z kobietami o szczuplejszej sylwetce i bardziej
gustownych strojach, ale tym razem chciał zadawać pytania, a był pewien, że Hixie chętnie
wypapla to i owo. Kiedy okrążał galerię do szóstki, był zdecydowany nasłuchiwać uważnie
odgłosów dochodzących z drugiej strony holu. Kto, po  tylko jednym drinku", wyślizgnie się
z pokoju Hixie i gdzie się uda? Dlaczego jestem takim hałaśliwym draniem? Jednak kiedy
tylko otworzył drzwi do własnego mieszkania i wszedł do środka, zapomniał o ciekawości.
Wnętrze było pogrążone w kompletnym chaosie. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • qus.htw.pl