[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Zdjęcia przedstawiały arystokratę w garniturze bądz w stroju scenicznym na tle zamku.
Higgins widział już te portrety w magazynach muzycznych. Gdzieś w zakamarkach jego
pamięci krył się pewien niezwykły szczegół, który teraz jasno sobie uświadomił: sir Brian
miał zwyczaj podpierać się elegancką laską. Stanowiła część jego wizerunku. Kiedy artysta
spacerował po parku Lindenboume w towarzystwie Higginsa, nie miał ze sobą tej laski.
Higgins odłożył press-booki na miejsce i wyszedł po cichu z biura reżysera.
Inspektor wiedział, gdzie znajdzie Audrey Simonsen. Schroniła się w cieniu
najstarszej z wierzb płaczących okalających jezioro. Jej biały strój doskonale harmonizował z
ciepłą zielenią liści. Higgins zastał artystkę pogrążoną w myślach, z oczyma utkwionymi w
dal.
Zbliżył się do niej powolnym krokiem. Była czwarta po południu. Na zachodzie
pojawiła się nieregularna biała chmura, przecinając jednolity błękit nieba.
Dopiero z bliska Higgins mógł należycie ocenić jedwabistość jasnych włosów młodej
kobiety. Jej twarz, tak blada po próbie samobójczej, nabrała teraz kolorów. Myślami była
jednak gdzie indziej, obojętna na wszystko. Audrey Simonsen przypominała Higginsowi
lunatyka, którego należy łagodnie wyrwać ze świata snu.
Usiadł więc obok niej, opierając się o pień wierzby ostrożnie, by nie zmiąć spodni.
Audrey Simonsen nawet na niego nie spojrzała.
- Przykro mi, że się pani narzucam, pani Giovanni.
Słysząc to nazwisko, Audrey Simonsen ocknęła się. Spojrzała na Higginsa
zbulwersowana.
- To pan już wie?
- Wiem wiele na pani temat, panno Simonsen.
- Ach...
Piękna Dunka na nowo pogrążyła się w otępieniu.  Jej rozpacz jest prawie
nieuleczalna - pomyślał Higgins - albo doskonale gra .
- Chciałbym, żeby mi pani opowiedziała, co naprawdę zdarzyło się podczas antraktu,
kiedy Pietro Giovanni wszedł do garderoby.
 Może odmówi - rozważał Higgins - albo postanowi milczeć. Może woli nic nie
mówić i pogrążyć się we wspomnieniach, w których Pietro Giovanni jeszcze żyje?
Jednak łagodny głos sopranistki odezwał się bardzo wyraznie. Znowu była z
powrotem w świecie żywych.
- Pietro był wściekły. Twierdził, że padł ofiarą zamachu, a przecież zwyczajnie
skaleczył się w kciuk, wydobywając szpadę z pochwy. Zachował się w ohydny sposób wobec
tych, którzy chcieli mu pomóc. Brutalnie odepchnął sir Briana, który zaproponował mu
kompres i prawie obraził Marylin O'Neill, podającą mu ziołowy środek uspokajający. Nie
lepiej potraktował Graziellę Canti, która dała mu plaster. Nawet Ruben Carmino nie mógł się
do niego zbliżyć. George Chairman nie zwracał na Pietra uwagi. Gert Glinder miotał się,
wzywajÄ…c lekarza.
Higginsowi podobała się ta wyczerpująca wypowiedz, pozwalająca mu posegregować
informacje, które już posiadał.
- A pani, panno Simonsen, co pani zrobiła?
W chwili gdy piękna Dunka miała właśnie odpowiedzieć, inspektor usłyszał dziwny
szelest. Ktoś przechodził w pobliżu. Zatrzymał się i obserwował ich, ukryty za żywopłotem.
Higgins i jego rozmówczyni rozmawiali zbyt cicho, by można było ich usłyszeć. Dlatego
inspektor postanowił nie zwracać uwagi na natręta. Domyślał się, kto nim jest.
Widać było, że Audrey Simonsen dokonuje znacznego wysiłku, żeby przywołać
scenę, o której z pewnością wolałaby zapomnieć.
- Ja... ja chciałam mu pomóc. Pietro mnie wprawdzie zostawił, ale nadal go kochałam.
To ja opatrzyłam mu ranę. Nie sprzeciwił się. Miał do mnie zaufanie.
Higgins nie był miłośnikiem płaczących wierzb. Wolał potężne dęby albo proste buki,
musiał jednak przyznać, że temu najstarszemu drzewu w Lindenbour-ne nie brakowało
szlachetności.
- Co mu pani podała, panno Simonsen?
- Co?
Słowa uwięzły jej w gardle, zupełnie jakby sama zadawała sobie to pytanie.
- Wodę utlenioną, inspektorze. To najlepszy środek odkażający. Rana była maleńka.
Więcej było strachu niż bólu. Pietro przywiązywał dużą wagę do sprawności fizycznej.
Nienawidził choroby i cierpienia. Myśl, że jego niezrównana żywotność mogłaby któregoś
dnia się zmniejszyć, była dla niego nie do zniesienia. Dlatego wywołał taki skandal z powodu
tego skaleczenia.
- Czy zachowała pani butelkę z wodą utlenioną?
- Butelkę...? Oczywiście. W moich przyborach toaletowych. - Głos kobiety drżał
lekko. - Chce pan ją zobaczyć?
- Nic nas nie nagli - odparł Higgins. - To miejsce jest tak przyjemne, że niemalże
można by tu zapomnieć o podłościach natury ludzkiej. Ale zginął człowiek, ktoś go
zamordował... i dopóki nie odnajdziemy mordercy, Lindenbourne nie zazna spokoju. To by
było ze szkodą dla naszych operowych przedstawień.
Zdumiona słowami inspektora Audrey Simonsen schowała twarz w dłoniach, z
pewnością po to, by ukryć napływające do oczu łzy.
- Błagałam Pietra, żeby się zmienił - oznajmiła, łkając. - Gdyby mnie posłuchał, wciąż
by żył.
Higginsa, który dyskretnie notował, na dzwięk ostatnich słów śpiewaczki opanowało
dziwne uczucie. Podczas śledztwa zdarzały się niekiedy takie momenty jak ten, kiedy prawda
objawiała się z niebywałą ostrością, pozwalając odkryć tajemnicę. Inspektor uświadomił
sobie, że właśnie otrzymał klucz, którego do tej pory szukał na próżno. Wystarczyło znalezć
drzwi, które ów klucz otwierał.
- Chciałbym zadać pani bardzo osobiste pytanie - powiedział łagodnie. - Czy pozwoli
pani?
Słońce póznego popołudnia nieco przygasło. Złote włosy Audrey Simonsen tworzyły
jasną wysepkę na tle zielonych liści wierzby. Inspektor miał ochotę przerwać w tym miejscu
przesłuchanie, żeby nie pogłębiać bólu tej kobiety. Jednak jako przedstawiciel Scotland
Yardu, nie mógł sobie pozwolić na słabość.
- Niech pan pyta, inspektorze - odparła młoda Dunka, tak słabym głosem, że inspektor
ledwie ją usłyszał.
- Bardzo pani kochała Pietra Giovanniego. A przecież wiedziała pani, że był
niewierny.
Wymowne milczenie Audrey Simonsen wystarczyło za odpowiedz.
- Nawet tutaj, w Lindenbourne, prawda?
- Jego przyjaciel, Gert Glinder, nie omieszkał wyjawić mi wszystkich jego podbojów,
żeby mnie upokorzyć. - Piękna sopranistka z trudem panowała nad sobą. - Przypuszczam, że
w ten sposób chciał mnie na zawsze od niego odsunąć. Ale prawdziwa miłość zniesie
wszystko, inspektorze, z bożą pomocą. To z Boga czerpię siłę. To prawda, że nawet tutaj
Pietro zachował się w sposób godny pogardy. To on narzucił reżyserowi tę małą Graziellę [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • qus.htw.pl