[ Pobierz całość w formacie PDF ]
na czoło i zaczął spływać po twarzy, a krótkie włosy zjeżyły się. Z ust wyrywały mu się jakieś
nieartykułowane dzwięki. Wstrząsały nim dreszcze. Po chwili zasłonił sobie dłońmi twarz. Kilka razy
zaskrzeczał dziwnie, osunął się z krzesła na kolana, potem padł na ziemię i zaczął tarzać się po podłodze.
Trzęsąc się i jęcząc szarpał dywan, jakby chciał się nim owinąć. Wreszcie zwymiotował.
Chłopiec podniósł głowę i zwrócił się do doktora, jak gdyby odpowiadał na pytanie:
Nie stało mu się nic złego powiedział. Chciał nas zastraszyć więc pokazaliśmy mu, co to znaczy
bać się. Teraz lepiej to zrozumie. Wróci do siebie, gdy jego gruczoły zaczną znów normalnie
funkcjonować.
Odwrócił się i wyszedł z pokoju.
Bernard wyciągnął chusteczkę i otarł sobie pot z czoła. Doktor Torrance siedział nieruchomo, śmiertelnie
blady. Komisarz wciąż leżał na podłodze. Wydawał się nieprzytomny. Wstrząsały nim drgawki, otwartymi
ustami chciwie wdychał powietrze.
Mój Boże westchnął Bernard. I pomyśleć, doktorze, że pan jest tu z nimi już od trzech lat!
Nigdy dotąd nie zdarzyło się nic podobnego. Przewidywaliśmy różne ewentualności, ale nie było
nigdy żadnych przejawów wrogości.
Bernard znów spojrzał na leżącego komisarza.
Chyba niedługo przyjdzie do siebie powiedział lepiej odejdzmy stąd. Nikt nie chce, by widziano
go w takim stanie. Niech pan tu wezwie paru jego ludzi, trzeba im powiedzieć, że dostał jakiegoś ataku lub
coÅ› podobnego.
W pięć minut pózniej, stojąc przed Ośrodkiem przyglądali się, jak kilku policjantów wsadza do
samochodu półprzytomnego jeszcze komisarza.
Wróci do siebie, gdy jego gruczoły zaczną znów normalnie funkcjonować" mruknął Bernard.
Najwidoczniej są mocniejsi w fizjologii niż w psychologii. Złamali tego człowieka na dobre; on już nigdy
nie wróci do formy.
Rozdział XIX
Impas
Po dwóch szklaneczkach mocnej whisky, Bernard otrząsnął się trochę z wrażenia, pod którym wrócił do
Kye Manor. Zreferował nam fatalną rozmowę, której był świadkiem w Ośrodku, po czym ciągnął dalej:
Jedną z niewielu cech dziecięcych u Dzieci jest niedocenianie własnej siły. Wszystkie ich akcje były
zbyt drastyczne. W wielu wypadkach, gdy można by uznać ich zamierzenie za usprawiedliwione,
zrealizowanie go stało się czynem niewybaczalnym. Chcieli nastraszyć Sir Johna, żeby go przekonać, że
lepiej zostawić je w spokoju, ale choć wystarczyłyby łagodniejsze środki posunęli się tak daleko, że
wywołali w nim przerażenie graniczące z obłędem. Doprowadzili go do stanu ostatecznego pohańbienia i
upodlenia, co było ohydne i absolutnie niewybaczalne.
Zellaby zapytał rozsądnie:
Mówiąc niewybaczalne" sugeruje pan, że Dzieci oczekują wybaczenia. Ale na co im ono? Przecież
my nie troszczymy się o to, czy wilki i szakale wybaczą nam, że je wybijamy. My chcemy je po prostu
unieszkodliwić. Faktycznie mamy już dziś tak wielką przewagę, że rzadko kiedy, ktoś jest zmuszony na
przykład zastrzelić wilka. Obecnie człowiek rzadko walczy z jakimś biologicznie odmiennym gatunkiem,
ale gdy zachodzi taka potrzeba nie mamy żadnych skrupułów, jednoczymy się, aby bezlitośnie wytępić
nosicieli zagrożenia, obojętne, czy to będą wilki, owady, bakterie czy wirusy. I na pewno nie oczekujemy
wybaczenia. Jeśli chodzi o Dzieci, to nie zorientowaliśmy się, że one przedstawiają niebezpieczeństwo dla
naszego gatunku, ale one nie wątpią, że my stanowimy zagrożenie dla nich. A one są zdecydowane
przetrwać. Powinniśmy zdać sobie sprawę, co to znaczy. Możemy obserwować wolę przetrwania
codziennie, w każdym sadzie, ogrodzie: to nieustanna, bezlitosna, okrutna walka na śmierć i życie.
Niewątpliwie Dzieci zmieniły taktykę. Dawniej wywierały nacisk sporadycznie, od czasu do czasu, bez
stosowania przemocy; teraz uciekają się do gwałtu. Ale ta zmiana metod działania następowała stopniowo.
Czy może pan wskazać jakiś punkt przełomowy. Odkąd to się zmieniło? spytał Bernard.
Bez wątpienia nikomu nie śniło się o czymś podobnym aż do wypadku Jima Pawle'a odpowiedział
Zellaby.
Który wydarzył się... niech pomyślę... Tak 3 lipca. Jestem ciekaw...
Przerwał mu gong, wzywający nas na lunch.
Moje wyobrażenie o inwazjach planetarnych jest raczej hipotetyczne mówił Zellaby, przyprawiając
w swój ulubiony sposób sałatę. Pamiętam, że wszystkie były nieprzyjemne, ale prawie nigdy podstępne. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
Pokrewne
- Strona startowa
- James P. Hogan Paths to Otherwhere
- Bagnasco, Oracio El banquete
- GR603. (Duo) Wilkinson Lee Zemsta i namić™tnośÂ›ć‡
- Leigh Michaels Kulturalny rozwód
- Brandi Maxwell [Menage Everlasting 08] Ella's Desire (pdf)
- Leanne Banks M晜źczyzna o zśÂ‚otym sercu
- Charlie Richards Kontra's Menagerie 13 Texas Longhorn Surprise
- Schematicsw760
- EEn
- Constance Bennett Moonsong (pdf)
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- pajaa1981.pev.pl