[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Pragnąłeś tylko patrzeć na nią, być przy niej. To było jak narkotyk.
Luke i Ben wymienili spojrzenia.
- Więc zmieniała wygląd?
- Z dnia na dzień, a także zależnie od tego, kto był w pobliżu - odparła Vestara. - Zwykle
jednak wyglądała mniej więcej jak człowiek. Raz miała jasne włosy, kiedy indziej ciemne, krótkie
albo długie. Rysy twarzy jej się zmieniały, kolor oczu także. Aż do chwili... - zawiesiła głos. - Aż
do chwili, kiedy zobaczyłam ją naprawdę.
Ben pochylił się do przodu.
- Jak to było?
- Mówiłam już, że każdy słucha Abeloth. Chcieliśmy być przy niej... ponieważ dzięki niej
byliśmy bezpieczni. W pewnym momencie jednak rośliny zaatakowały lady Rheę, choć Abeloth
była blisko. Pozwoliła im. Wtedy zrozumiałam, że zostaliśmy zdradzeni, a kiedy ją zobaczyłam
następnym razem...
Vestara zawsze panowała nad sobą. Była Sithem, członkiem Plemienia. Musiała więc umieć
panować nad sobą. Teraz jednak Luke zauważył, że lekko pobladła. A kiedy znów przemówiła, jej
głos drżał lekko.
- Miała długie, żółte włosy, spływające aż do ziemi. Małe oczka, głęboko osadzone w
ciemnych oczodołach... wyglądały jak czarne gwiazdy. A usta sięgały dosłownie od ucha do ucha.
Jej krótkie, zniekształcone ręce miały wijące się macki zamiast palców. Była ohydna.
Luke skinął głową.
- Nadal jest - powiedział. - Widziałem ją.
- I nie uznałeś za stosowne nam o tym powiedzieć? Kiedy się na nią natknąłeś? - wybuchnął
Ben.
- Nie było to właściwie spotkanie - odparł jego ojciec - ale coś w rodzaju duchowej wizyty.
Ludzie na Stacji Ujście nauczyli mnie techniki zwanej Wędrówką Umysłu. Można przy tym
opuścić fizyczne ciało i udać się gdzie indziej. Zaczynam teraz sądzić, że miejsca, które
odwiedziłem, istnieją naprawdę. Z pewnością istnieje Abeloth. A także... inne rzeczy.
- Opuszczanie ciała... - szepnęła Vestara. - Te wszystkie żywe trupy... one też to robiły,
prawda?
Luke potwierdził.
- To podobno bardzo wciągające. Większość z nich nie chce wracać.
- I widziałeś ją? Podczas Wędrówki Umysłu?
- Doskonale ją opisałaś.
- No cóż - odparła ze sztuczną wesołością. - Przynajmniej we trójkę rozpoznamy ją od razu,
jak tylko zobaczymy.
Weszli na orbitę wokół planety Abeloth, oczekując ataku w każdej chwili. Nic się nie
wydarzyło, ale martwiło to Bena bardziej niż otwarty atak.
- Wciąż jej nie wyczuwam - poskarżył się Luke. - Chyba się ukrywa.
- Jak pajęczyca w sieci, czekająca, aż muchy same do niej przylecą - mruknął Ben. - I nagle
poczuł nową obecność. Nie Abeloth, ale... coś znajomego.
Statek.
Oczy Vestary rozszerzyły się w tej samej chwili, a na jej ustach pojawił się ciepły uśmiech.
Ben zdumiał się, że dziewczyna może żywić takie uczucia do statku szkoleniowego Sithów.
- To Statek - wyjaśnił ojcu. - Jest tutaj.
Zmarszczył brwi, usiłując nazwać to, co wyczuwał w sferze medytacyjnej Sithów.
Oczekiwał, że Statek będzie przepełniony złą radością. Służył Abeloth, która najwyrazniej
miała potężne możliwości korzystania z energii Ciemnej Strony. Statek został zaprojektowany tak,
aby wyczuwać silne osobowości i słuchać ich. Był stworzony, aby służyć Sithom, więc
prawdopodobnie chętnie by się poddał Abeloth. A jednak Ben wyczuwał...
- Statek jest w rozpaczy - mruknÄ…Å‚. - Jest... zagubiony.
Vestara wbiła w niego wzrok, ale nie umiał odczytać wyrazu jej twarzy.
- Wyjaśnij to - zażądał Luke.
- Trudno powiedzieć, ale... wydaje mi się, że nie podoba mu się zanadto służba u Abeloth.
- Próbowała go wykorzystać przeciwko nam - powiedziała Vestara. - Abeloth nastawiła
Statek przeciwko Sithom, istotom, które go stworzyły i którym miał służyć. Nie może wykonać
zadania, nie zdradzajÄ…c drugiej strony, i to sprawia mu cierpienie.
Ben prychnÄ…Å‚ z rozbawieniem.
- Sfera medytacyjna Ciemnej Strony ma sumienie - mruknął. - Kto by pomyślał?
Statek przypomniał Benowi, że jest bardzo skomplikowanym pojazdem, i Ben musiał się z
tym zgodzić.
- Powinniśmy więc przygotować się na to, że z radością nas zaatakuje, Benie - zauważył
Luke. - Jesteśmy jedynym celem, który może mu wskazać Abeloth, tak żeby nie odczuł
najmniejszego dyskomfortu.
Ben się z nim zgodził.
- Tak samo byłoby z Jainą i Lando - dodał.
- Gdybyśmy mogli jakoś uwolnić go od woli Abeloth, stałby się potężnym sojusznikiem -
zastanowiła się Vestara. - Wiem, że mnie lubi i że nie chciałby wyrządzić krzywdy ani mnie, ani
Plemieniu. Ale sam nie może się sprzeciwić.
- To możliwe - odrzekł Luke. - Ale wszystko przed nami. Na razie cieszę się, że do nas nie
strzela. Czas ruszyć na planetę i zobaczyć, co się tam dzieje.
Ben zajmował fotel drugiego pilota. Wciąż nie było żadnej łączności z Sithami na fregatach,
więc czekali, aż wszyscy zbiorą się na orbicie. Każda z fregat otworzyła luki, wypuszczając po dwa
dobrze uzbrojone pojazdy atmosferyczne, bez wątpienia po dach załadowane Sithami.
- Stang - mruknął Ben. - Będziemy musieli wylądować  Cieniem , prawda?
- Tak. A w czym problem?
- Chodzi o Dyona - odparła Vestara, jakby czytając w myślach Bena.
- No właśnie. Abeloth może próbować go uwolnić.
Luke obejrzał się na monitor.
- Jest przytomny, choć wciąż pod wpływem narkotyku.
- Sprawdzę, co z nim, zanim wy dwaj posadzicie  Cień - zaproponowała Vestara.
- Daj mu jeszcze jedną dawkę - zawołał za nią Luke.
Narkotyk krążył w jego żyłach. Dyon Stadd wyczuwał to, był tego świadom, choć jakimś
zakątkiem umysłu wiedział, że nie powinien. Czuł, że narkotyk zaćmiewa mu umysł, spowalnia
ciało, czyniąc go niewolnikiem fizycznych potrzeb tak samo, jak kajdanki ogłuszające zniewalały
go tu, w przedziale medycznym.
Jednak to nie wystarczyło, aby odciąć jej wpływ.
Azy spływały mu spod przymkniętych powiek, kiedy daremnie i bezsensownie zmagał się z
więzami, a serce bolało, jakby ściskała je niewidzialna dłoń.
Chodz do mnie. Wróć do domu - wzywała.
Z piersi Dyona wyrwał się zdławiony szloch. Nie można dopuścić, żeby tamci pomyśleli, że
go złamali. Gdyby mógł, z radością by im wykrzyczał w twarze, te doskonałe kopie prawdziwych
twarzy, że to nie oni go złamali. Właściwie nikt go nie złamał. W istocie wiedział od dawna, co się
dzieje. Odkrył prawdę. A teraz dotarł tutaj, żeby znalezć zrozumienie i siłę do stawienia oporu.
Znał ją, a jednocześnie nie znał. Wiedział tylko, że była miła, dobra i wyrozumiała, i jakimś
cudem znała wszystkie odpowiedzi, których szukał. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • qus.htw.pl