[ Pobierz całość w formacie PDF ]

przyszła z Wendellem.
S
R
- To takie kosmiczne - powiedziała, przytulając się do swego partnera
i patrzÄ…c mu czule w oczy.
- Ale tu nowocześnie - zauważyła Minii.
- Twój ojciec byłby z ciebie dumny - powiedziała do Josha Edwina.
Nawet Josh bawił się niezle. Przechadzał się między gośćmi i wyjaśniał
im zasady działania różnych urządzeń. Każdemu, kto jej jeszcze nie znał,
przedstawiał Amandę.
- Oto osoba odpowiedzialna za wszystko. Amanda Krin-gleton. Mój
elf.
Kiedy przyjęcie dobiegło końca, Josh był po prostu roz-anielony.
- Udało się - powiedział do Amandy, gdy znalezli się w jego mieszka-
niu. - Hank mówi, że nie może się opędzić od inwestorów. - Usiedli na ka-
napie i Josh ciÄ…gnÄ…Å‚ dalej:
- Słuchaj, odkąd wyrosłem z krótkich spodenek, nigdy nie byłem tak
podekscytowany świętami. Nie mogę się doczekać chwili, kiedy wszyscy
rozpakują prezenty. Mam nadzieję, że im się spodobają.
- Jestem tego pewna - powiedziała Amanda. - Najważniejsze, że więk-
szość z nich sam wymyśliłeś.
- Zdaje się, że masz rację. - Położył dłoń na jej ramieniu.
- Ale niewiele bym zdziałał bez swojego elfa.
Amanda nie spuszczała z niego oka.
- Tym dla ciebie jestem? Elfem?
- Oczywiście - odparł, nie wyczuwając, o co naprawdę Amandzie cho-
dzi. - Moim własnym, osobistym elfem.
Raz kozie śmierć, pomyślała. Nadeszła ta chwila.
- A skoro o elfach mowa, to na mnie już czas.
- Słucham? - Josh był wyraznie zbity z tropu. - A dokąd się wybie-
rasz?
S
R
- Na Biegun Północny. Tak się umówiliśmy, pamiętasz? Po świętach
miałam wrócić na Biegun.
Josh zamrugał. Naprawdę nic nie rozumiał.
- Tak, ale...
- Minęła północ. Jest już Wigilia. Czas ruszać.
- Wiem, ale... - Przeczesał dłonią włosy. - Nie myślałem....
- A czego się spodziewałeś? - zapytała Amanda. - Zrobiłam wszystko,
co należało. Kupiliśmy prezenty. Wszystkie są pięknie opakowane i pod-
pisane. Bankiet już za nami. Zagrałam rolę twojej wybranki. - Próbowała
uspokoić rozszalały oddech. - Po to mnie wynająłeś, prawda?
Patrzył na nią tak, jakby zobaczył ducha.
- Tak, ale...
- Więc już nie potrzebujesz elfa?
Ich spojrzenia się skrzyżowały. Josh zamknął oczy.
- Chyba masz rację - powiedział wolno.
Poczuła ucisk w żołądku. Spodziewała się, że Josh tak właśnie zareagu-
je, mimo to było jej przykro. Odetchnęła głęboko.
- A więc - powiedziała z wysiłkiem - dzięki za wszystko. Biuro jest
wspaniałe. Bardzo mi pomogłeś. Naprawdę miło było poznać twoją rodzi-
nÄ™.
Był bardzo blady. Wyglądał jak ktoś, kto nie do końca wie, co się wo-
kół niego dzieje.
Amanda też się tak czuła. Cmoknęła go w policzek, wzięła płaszcz i
wybiegła z mieszkania.
- Nic nie rozumiem - stwierdziła Brandy. Przyniosła Amandzie fili-
żankę herbaty, usiadła na kuchennym krześle i spojrzała z troską na przy-
jaciółkę. - Zerwałaś z nim z powodu Wigilii?
S
R
- To nie było właściwie zerwanie - sprostowała Amanda. - Nadszedł
koniec. - Napiła się herbaty. - Byłam wynajęta. Miałam dla niego praco-
wać tylko do świąt.
- To nie była zwykła praca! Mieszkałaś z tym facetem.
- Wiem.
- I nie wydaje mi się, żeby on chciał z tobą zrywać. Amanda przypo-
mniała sobie osłupiałą minę Josha.
- Chyba masz racjÄ™.
- On nie chciał. Ty nie chciałaś. Więc czemu to zrobiłaś?
- Musiałam. I tak nie było przed nami przyszłości. -Westchnęła i cią-
gnęła dalej: - Wiesz, jak by to dalej wyglądało? Przestałby do mnie dzwo-
nić. Skupiłby się na pracy. Któregoś wieczora wróciłby do swojego miesz-
kania i zrobił zaskoczoną minę na mój widok. Nie chciałby sprawić mi bó-
lu, ale to by jakoś samo tak wyszło.
- A teraz nie cierpisz? Mnie się wydaje, że bardzo.
- I tak to najlepsze wyjście z sytuacji. - Amanda otarła łzy. - Nie potra-
fiłabym spokojnie przyglądać się temu, jak z tygodnia na tydzień Josh od-
dala siÄ™ ode mnie.
- A skąd wiesz, że tak by się stało?
- Wiem, wiem. Ty też wiesz. Sama powiedziałaś kiedyś, że ludzie się
nie zmieniajÄ….
- Może się pomyliłam - przekonywała ją Brandy.
- Nie co do Josha.
Amanda napiła się herbaty, ale nawet gorący napój nie potrafił jej roz-
grzać.
S
R
ROZDZIAA JEDENASTY
- W sobotę? - powiedział Josh do słuchawki. - Nie wiem, mamo. Będę
musiał... - Przed oczami stanęła mu drobna blondynka. Nie, już z nikim
nie musiał uzgadniać terminów. - Dobrze. Może być sobota.
- A Amanda? - zapytała Edwina. - Myślisz, że znalazłaby czas?
- Nie - przerwał jej ostro. - Amanda nie przyjdzie.
Po drugiej stronie zapadła głucha cisza. Wreszcie Edwina powiedziała
z niepokojem w głosie:
- Ostatni raz widzieliśmy ją jeszcze przed świętami, a dzisiaj mamy
piątego stycznia. Czy wróciła już od swojej rodziny?
- Przypuszczam, że tak - odpowiedział. Edwina odchrząknęła.
- Chyba nie zerwaliście ze sobą?
- Niezupełnie. - Nie było czego zrywać. Pracowali razem, nic więcej. -
Tylko już się z nią nie spotykam.
- Dlaczego? - zapytała Edwina.
- Nie mogę o tym rozmawiać - przerwał jej Josh. - Muszę wracać do
pracy.
Odłożył słuchawkę. Co z tą jego rodziną, zastanawiał się. Znalazł sobie
dziewczynę, tak jak chcieli. Wprawdzie nie była to prawdziwa narzeczona,
ale nikt o tym nie wiedział. Było, minęło i niech mu już dadzą święty spo-
kój. Może wtedy sam potrafiłby o tym zapomnieć!
S
R
Od ostatniego spotkania z Amandą minęły już dwa tygodnie. Najgorsze
dwa tygodnie w jego życiu. Kiedy się po raz pierwszy obudził bez niej,
sięgnął od razu po telefon. Co jednak miałby jej powiedzieć? Nie było już
żadnych prezentów ani przyjęć. Nie potrzebował już elfa.
Pierwszy dzień Bożego Narodzenia spędził, włócząc się po mglistym
mieście i wysłuchując  ochów" i  achów" krewnych, którzy zachwycali
się prezentami. Wszyscy oczywiście pytali o Amandę.
- Wyjechała - wyjaśniał zwięzle.
Nie miał serca psuć im świąt. Ufał, że kiedy wreszcie miną, uda mu się
o niej zapomnieć. Nic z tego. Rzucił się w wir pracy. To też nie pomogło.
Nic nie pomagało. Co się dzieje? Tak łatwo zapominał o najbliższych, a
teraz nie potrafił przestać myśleć o jednej małej blondynce.
Spojrzał na fotografię stojącą na biurku. Prezent od Amandy. Tylko jej
na nim brakowało.
Odstawił zdjęcie i wrzasnął:
- Mable!
Po kilku chwilach na progu stanęła jego sekretarka.
- Co?
- Zdobyłaś te dane, o które cię prosiłem? - zapytał ostro.
- Oczywiście, że nie. Poprosiłeś mnie o nie dziesięć minut temu.
Josh wpatrywał się w nią nieprzytomnie.
- PotrzebujÄ™ ich natychmiast.
- Jeśli jeszcze raz na mnie wrzaśniesz, to rozwalę ci na głowie butelkę
brandy - wypaliła Mable. Podeszła bliżej i dodała: - Co się z tobą dzieje?
Od świąt jesteś w kiepskim humorze. Co się stało? Mówiłeś, że rodzime
podobały się prezenty.
- Podobały się. Twierdzili, że są przemyślane i bardzo osobiste.
S
R
- W takim razie, co ciÄ™ gryzie?
- Nic - warknął. - Zrobiło się zimno. Za dużo śniegu dookoła. Jakoś nie
lubiÄ™ stycznia.
- Naprawdę? - spytała Mable, unosząc brew. - To co mam zrobić? Ku-
pić ci bilet lotniczy?
- Nie! - jęknął.
- Josh, przestań wreszcie! - krzyknęła Mable. - Przyznaj po prostu, że
jesteś wściekły, bo zerwaliście z Amandą.
- Nie zerwaliśmy ze sobą! - ryknął. - Aączyła nas tylko praca. Skończy-
ła się, kiedy się miała skończyć, czyli w Wigilię. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • qus.htw.pl