[ Pobierz całość w formacie PDF ]

żyć. Z myślami o siostrze, mącącymi jego umysł, z Markiem obok siebie, szukającym w Księdze
Tajemnic klucza do rozwiązania rebelii, planującym swój kolejny ruch.
*
Nic. Nie mógł znalezć żadnego powiązania pomiędzy Księgą Tajemnic a cyframi z kodu,
jaki Brea przepisała dla niego. Nic na początku. Nic na końcu. Czyżby była w błędzie? Czy szukali
w złym miejscu? Księga była zbyt ciężka, by ją zdjąć, więc przeszukanie podwyższenia, na którym
leżała było niemożliwe. Jego nadzieja zachwiała się, gdy spojrzał na Daynea, który wyglądał na
równie zmieszanego jak on. Nie było też nic na ścianach. Przynajmniej nic widocznego bez
ultrafioletowego oświetlenia. Nie pomyślał, by zabrać lampę ze sobą.
Ponownie spróbował zadzwonić. Próbował skontaktować się z Breą od czasu gdy dotarli,
ale nie odbierała. Dzwonił raz, drugi, trzeci. Nie zamierzała odebrać zanim włączyła się poczta
głosowa. Gdzie ona była? Wcisnął przycisk, kończąc połączenie i podał telefon Dayneowi.
- Będę próbował- obiecał.
- Dzięki. - patrzył na liczby napisane w pętli, kobiece pismo. Wydawała się być tego taka
pewna. Wydawało się też, że on będzie w stanie to rozwiązać. Patrzyła na niego, jakby był jej
wybawcą. Nie chciał jej zawieść. Ale do diabła, czego się spodziewała? Nie był wybawicielem.
Sprawa wyglądała tak, że Kadena również zawiedzie.
- Wciąż nie odpowiada. Może poszła do łazienki? Spróbuję za kilka minut. - Dayne wsunął
telefon do kieszeni i wskazał głową na kartkę z kodem- Może to jakiś żart?
Nie chciał w to wierzyć. Tylko on i Kaden wiedzieli, że przekleństwo Triady zostało
aktywowane. On, Kaden.... i oczywiście ten, który owo przekleństwo aktywował. Czy Dayne mógł
być tego przyczyną? Ogromny ciężar spadł na jego wnętrzności. Nigdy nie było najmniejszych
uczuć okazywanych przez Daynea dla rodziny Marka. Wszystko zaczęło się wiele lat temu.
Podczas najazdu. Rodzice Daynea byli zaangażowani w odłamie grupy politycznej, która chciała
narazić Synów Mroku, dla ludzkiej siły politycznej, myśląc, że zyskają finansowo. To był okropny
dzień. Dzień, którego Synowie Mroku nigdy nie zapomną, nawet zostało to zapisane w Księdze
Tajemnic. Bez wątpienia Dayne nie zapomniał. Ani nie wybaczył. Ale na pewno wiedział jaką
katastrofą byłaby śmierć Kadena.
Marek mrużył oczy wpatrując się w papier. Były to kolumny liczb, po trzy numery w jednej
serii, rozdzielane myślnikami. Mogły to być numery stron? Pierwszą z nich było tysiąc czterdzieści
trzy. Delikatnie przerzucał strony zatrzymując się na wskazanej stronie. Próbował znalezć jakiś
symbol, znak, wskazówkę. Nic poza wieloma słowami. Przejrzał stronę. Był to rozdział o prawach
człowieka. Nic o Triadzie, ani o przekleństwie. Zamknął księgę i pokręcił głową. Był tak blisko
odpowiedzi- dosłownie o cal- i jeszcze nie miał pomysłu jak to zobaczyć. Nigdy nie czuł się tak
bezradny.
Ponownie spojrzał na kolumny liczb. Skoro pierwsza miała być numerem strony, czym
mogłaby być druga? Spojrzał na księgę, czekając jakby miała wyjawić mu swoje tajemnice. Były
numery stron, ustępy, linijki, litery. Drugim numerem był dwadzieścia osiem. Odliczał do
dwudziestu ośmiu bez końca. Kurde, nie ma wystarczającej liczby liter w linijce. Udało się od
końca. Ostatni numer- strona. Druga liczba- linijka. Trzecia liczba to numer litery.
Rezultatem było B.
To samo zrobił z drugim rzędem liczb. A potem trzecim.
B.T.R.
Nie znajdował w tym sensu. Spróbował kolejne.
H.U.P.
Cholera. Ciągle jednak miał nadzieję, że jeżeli pokaże je Breai ona je rozszyfruje.
T.W.E.I.N.B.C.P.Y.I.
Nie próbował tego odczytać. Oczywiście można by przetasować litery. Albo on zrobił coś
nie tak. Dayne stał obok Kustosza przy drzwiach. Ich rozmowa odbywała się przyciszonym
szeptem, ledwo docierając do jego uszu. Dayne kiwał głową, jego ciemne oczy zezowały w dół.
Strumień niepokoju przepłynął przez wnętrzności Marka. Czy mógł zaufać Dayneowi? Dayne
musiał poczuć na sobie jego spojrzenie bo podniósł na niego wzrok. Ich spojrzenie skrzyżowały się
i niewidoczny strumień energii przepłynął między nimi, Dayne rozciągnął usta w półuśmiechu.
- Skończyliśmy już tutaj?
- Tak myślę. - Marek przeszedł przez pomieszczenie i skierował się do drzwi. Nie był
przekonany, że znalazł rozwiązanie kodu, ale co jeszcze mogły oznaczać te liczby?
- Przykro mi, że zmuszony byłeś zostać tak długo. - powiedział do Kustosza, który stał na
straży powyginany i kruchy jak suche gałązki, w całkowitym przeciwieństwie do młodości i siły
Daynea.
- To żaden problem.- oczy Kustosza, o odcieniu porannej mgły spotkały się z jego 
Znalazłeś swoje odpowiedzi?
- Mam nadziejÄ™
- Jak już powiedziałem, możecie zostać tak długo, jak trzeba.
Marek przestał iść. Dlaczego miałby się spieszyć z wychodzeniem. Skoro Kustosz nie
wyganiał ich, mogli zostać dłużej. Była to jedyna okazja by rozszyfrować wskazówki. Papier
zaszeleścił, gdy rozwinął go ponownie, by jeszcze raz spojrzeć na kod. Co jeszcze mogły oznaczać
te liczby?  Koniec jest zaledwie poczÄ…tkiem .
Chyba, że...
Czy to możliwe?
- Myślę, że jednak wrócę i jeszcze raz spojrzę. - Marek ruszył z powrotem do księgi, i zaczął
od ostatniej strony, a nie pierwszej. Spojrzał na pierwszą literę. Drugą, trzecią, czwartą i piątą.
T.O.T.H.E.
Tothe? To the. Słowa. One tworzą słowa! Ulga zalała jego ciało w uspokajających falach,
podnosząc jego słabnącą duszę z ciemnych otchłani, w której się znajdował. Zrobił to! Znalazł
odpowiedz! Może jego brat nie będzie cierpiał tak jak jego ojciec. Gdyby tylko Triada została
zniszczona, tak jak powinno być. Nauczył się, zaledwie kilka dni przed tym jak przekleństwo
Triady uderzyło w Kadena, że nie tylko zdołała przetrwać ostatnią próbę zniszczenia jej, ale została
wyśledzona przez rebeliantów i skradziona.
- Zostanę tylko kilka minut dłużej- powiedział przez ramię.
Stary Kustosz skinął głową, a jego twarz rozpromieniła się.
- Czas jest dla mnie niczym. To dla ciebie ma on większe znaczenie Synu Mroku.
**
Brea sprawdziła telefon po raz setny w ciągu ostatniej godziny. Telefon dzwonił więcej niż
raz, ale kiedy chciała oddzwonić na powrotny numer, jej połączenie od razu kierowane było na
pocztę głosową. Albo Marek cały czas telefonował, albo wyłączył telefon.
Zostawiła marudzenie i zamartwianie się i wróciła do węszenia. Odkryła, że dom był
własnością Daynea, a Marek był tylko gościem, a nie domownikiem, jak na początku zakładała.
Znalazła tylko jedno zdjęcie, przedstawiające piękną kobietę, zamkniętą w pięknej rzezbionej
ramce, zajmujące honorowe miejsce na środku komody w jego sypialni. Każda kobieta wiedziała,
że to miejsce jest zarezerwowane dla jednej kobiety- dla tej, którą kochał. Dziewczyny, żony, byłej,
czy coÅ›.
Drobna nutka zazdrości przebiegła przez jej ciało, ogrzewając jej policzki. Kogo obchodziło
to, że Dayne kocha inną kobietę? Kogo obchodziło, że był zajebiście idealny? Ze słodkim nosem, [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • qus.htw.pl