[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- To wspaniale! Aż mi się nie chce wierzyć! To naprawdę rzadki zaszczyt, żeby
kogoś wżeniającego się w jedną z rodzin fratellanza witała sama głowa rodziny. A
zwłaszcza gdy chodzi o kogoś niesycylijskiego pochodzenia!
- Słuchaj, czy Prizzi rzeczywiście są tak potwornie mściwi?
- To znaczy?
- Chodzi mi o karę, jaką obmyślili dla Filargiego. Charley wyraznie się zdziwił.
- Kochanie, przecież to normalka. Prizzi tylko dlatego tak daleko doszli, że niczego
nie puszczają płazem. Wszyscy wiedzą, że lepiej z nimi nie zadzierać.
- Jezu, wciąż myślę o tej babie, która pomyliła piętra. Ale miała pecha!
- Irene, daj spokój. Była świadkiem, dobrze, że ją kropnęłaś.
- Prawdziwy pech! Nacisnąć w windzie zły guzik i chwilę pózniej nie żyć!
- Gdzie zjemy kolacje?
- Nie jestem specjalnie głodna.
- To może najpierw chodzmy do kina. Przez ten czas nieco zgłodniejesz i zjemy
potem.
- Niech będzie. Idziemy do kina.
114
- Do którego?
- Wszystko jedno, gdzieś na Trzeciej Alei - odpowiedziała Irene. - Ale po filmie
chyba też nie będę głodna.
O wpół do dziewiątej nazajutrz rano Charley odwiózł Irene na lotnisko. Zanim ruszyli
z domu, wypełnił kradziony kupon biletowy, który dostał z biura Eda Prizziego, wpisując
lot w obie strony i pierwszą klasę. Na lotnisku mieli zaledwie czas kupić dla Irene kilka
gazet na drogę, gdy ogłoszono jej lot i musiała się zbierać.
Zaraz po starcie otworzyła jedną z gazet. Na drugiej stronie rzucił się jej w oczy
potężny nagłówek:
KTO ZAMORDOWAA %7Å‚ON KAPITANA POLICJI? ZLEDZTWO WCI%7Å‚ TKWI W
MIEJSCU!
Poniżej nagłówka zamieszczone było zdjęcie przedstawiające ułożone równo na
policyjnych noszach zwłoki zastrzelonej kobiety, a obok fotografia mężczyzny w
mundurze kapitana policji.
Policja przyznaje, że śledztwo w sprawie zabójstwa Victorii Calhane, żony kapitana
policji Martina B. Calhane a, dowódcy antymafijnej komórki policji nowojorskiej, wciąż
tkwi w miejscu. Zwłoki pani Calhane zostały znalezione w poniedziałek w godzinach
popołudniowych w luksusowym apartamencie na czterdziestym piętrze hotelu Vanguard
w Nowym Jorku przez najemczynię lokalu. Zwłoki pani Calhane leżały na zwłokach
Eugene a Gormleya, lat 46, prywatnego detektywa i strażnika osobistego.
W hallu przed mieszkaniem, w którym popełniono zbrodnię, znaleziono
nadmuchiwaną plastykową lalkę zawiniętą w dziecięcy becik, lecz jak dotąd policja nie
udzieliła żadnych wyjaśnień związanych z tym faktem.
 To było straszne! Obojgu strzelono prosto w twarz! - oświadczyła pani Eliot
Shenker, najemczyni apartamentu, w którym dokonano zbrodni. Pani Shenker znalazła
zwłoki po powrocie do domu z wczesnego spektaklu teatralnego na Broadwayu.
Kapitan Calhane udał się natychmiast na miejsce zbrodni. Oznajmi!, że jego żona
pojechała do hotelu Vanguard, żeby wziąć udział w aukcji na cele dobroczynne,
odbywającej się w ogrodzie znajdującym się na ostatnim, czterdziestym drugim piętrze
wieżowca.
Irene opuściła gazetę. Jeśli to głupie babsko jechało na czterdzieste drugie piętro,
to po cholerę nacisnęło guzik czterdziestego? Kurwa! Oparła głowę o fotel i zamknęła
oczy. Mało, że była żoną gliny, to jeszcze gliny walczącego z mafią! Ale z tego zrobi się
afera! Podniosła z kolan gazetę i znów zaczęła czytać artykuł, bo było w nim coś
dziwnego, choć nie wiedziała, co. Nagle ją olśniło. Nie było ani słowa o Filargim!
Porwano ważnego bankiera i wciąż nikt o tym nie wiedział, aczkolwiek minęły już trzy
dni!
Miała ochotę natychmiast po wylądowaniu w Los Angeles wsiąść w samolot do
Hongkongu.
115
Kiedy Charley zjawił się w pralni, czekała na niego wiadomość, żeby zadzwonił do
Amalii Sestero.
- Amalia? Co nowego?
- Dziadek chce, żebyś wpadł na obiad.
- Zwietnie! Znakomicie! - wykrzyknął choć wcale nie był pewien, czy to rzeczywiście
tak świetnie. Nagle Don Corrado coś za bardzo nim się interesował, a to nie wróżyło nic
dobrego. Przedtem nie widywał go całymi miesiącami.
- Dziadek lubi jadać o drugiej. Zdążysz?
- Oczywiście. Nie ma sprawy. Dziękuję. Amalio.
Irene wzięła taksówkę na lotnisku w Los Angeles i wysiadła przed Beverly Wilshire
Hotel. Udała się do swojego biura i sprawdziła, czy na sekretarce automatycznej nie ma
dla niej żadnych wiadomości. Nie, nikt nie dzwonił. Podeszła do okna i rozsunęła
zasłony, żeby wpuścić słońce. Był piękny, słoneczny dzień: jak to możliwe, że
zdecydowała się przeprowadzić do Brooklynu, tego ohydnego śmietnika, skoro miała
własną piękną willę w tak słonecznym, cudownym klimacie? Kiedyś, gdy wreszcie dowie
się, czym do cholery jest miłość, powie temu, który wynalazł to uczucie, by wsadził je
sobie głęboko w tyłek. Nigdy jeszcze nie znajdowała się w podobnych opałach.
Największy gangster w całych Stanach żądał od niej forsy. Policja nowojorska dałaby
sobie wszystko uciąć, byleby tylko ją dorwać. Jeśli ją złapią, łatwo się nie wykręci; nawet
najlepszemu adwokatowi Prizzich nie uda się uchronić jej od pierdla. I to wszystko przez
tę zakichaną miłość! Porzuciła swój popłatny i bezproblemowy interes, uroczy dom w
najidealniejszym klimacie na świecie, a wszystko przez te banialuki zwane miłością!
%7łałowała, że nie ma już Marnego. Był nic nie wart, zwykły gnojek, ale przez
siedemnaście lat czuła się z nim bezpieczna. Jakoś sobie radzili, a teraz musi odrzucić
łatwą robotę za okrągłą stówę, w dodatku jeszcze wybulić z własnej kieszeni pięćset
czterdzieści dolców, po prostu zrobić z tej forsy prezent jednemu z najbogatszych ludzi w
całych Stanach. Dlaczego?! Bo powiedział, że ma mu dać i już. A jeśli nie, każe ją
załatwić. Policja chce ją załatwić i gangsterzy chcą ją załatwić. Jezu, sześćset
czterdzieści badyli!
Wyjęła z szafy teczkę. Miękka, wspaniała w dotyku, nic dziwnego, że kosztowała ją
blisko tysiąc dolarów. Opuściła biuro i udała się do banku na Wilshire Boulevard. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • qus.htw.pl