[ Pobierz całość w formacie PDF ]

(Przeł. Z. Czerny)
48
Skoro wszedł do ogrodu igrając maczugą, słudzy i giermkowie zastępowali mu drogę szczując jak wilka:
 Widzicie szalonego! Hu, hu, a hu! RzucajÄ…c kamienie, nacierajÄ… kijami; ale on wymyka siÄ™ podskakujÄ…c i
zgoła się nie broni; kiedy go przypierają z lewej, on odwraca się i wali w prawo.
Pośród śmiechu i krzyków, wlokąc za sobą rozigraną ciżbę ludu, przybył na próg komnaty, gdzie pod
baldakinem, u boku królowej, zasiadał król Marek. Zbliżył się do drzwi, zawiesił maczugę na szyi i wszedł. Król
ujrzał go i rzecze:
 Oto mi dobry kompan; dawajcież go bliżej! Wiodą go z maczugą u szyi.
 Przyjacielu, bÄ…dz pozdrowiony!
Tristan odparł dziwacznie odmienionym głosem:
 Panie szlachetny i dobry śród wszystkich królów, mniemałem, iż na twój widok serce moje rozpłynie się z
czułości. Niech Bóg cię ma w swej pieczy, miły panie!
 Przyjacielu, czegożeś przyszedł szukać tutaj?
 Izoldy, którą tak bardzo kochałem. Mam siostrę, którą ci prowadzę, wielce nadobną Brunhildę. Królowa
przykrzy ci się, spróbuj innej; uczyńmy zamianę: ja ci dam moją siostrę, ty przyzwól mi Izoldę, wezmę ją i będę
ci służył z dobrej woli.
Król uśmiał się i rzekł do szaleńca:
 Jeśli ci dam królowę, cóż z nią poczniesz? Gdzie ją zawiedziesz?
 Het, w górę, między niebo a chmury, do pięknego domku ze szkła. Słońce przenika go promieniami, wiatry nie
mogą nim wstrząsnąć; zaniosę tam królowę do komnaty z kryształu, uwieńczoną różami, całą lśniącą w poranku,
skoro słońce na nią padnie. Król i baronowie rzekli między sobą:
 Otoć tęgi szaleniec, bystry zaiste w słowach! Usiadł na kobiercu i patrzył czule na Izoldę.
 Przyjacielu  rzekł Marek  skąd ci się bierze nadzieja, że moja pani zechce popatrzeć na szaleńca szpetnego
jak ty?
 Królu, mam prawo po temu; spełniłem dla niej niejedno dzieło i przez nią to popadłem w szaleństwo.
 Któżeś ty jest?
 Jestem Tristan, ten, który tak kochał królowę i który będzie ją kochał aż do śmierci!
Na to imię Izolda westchnęła, zmieniła barwę na licu i zgniewana rzekła:
 Idz precz! Kto cię tu wpuścił? Idz precz, nędzny szaleńcze!
Szalony spostrzegł jej gniew i rzekł:
 Królowo Izoldo, żali nie przypominasz sobie dnia, w którym, schorzały od zatrutego miecza Morhołta,
wziąwszy swą lutnię na morze, przybiłem do twych brzegów? Tyś mnie uleczyła. Nie przypominasz już sobie,
królowo?
Izolda odparła:
 Idz precz stąd, szaleńcze! Ani twoje zabawy nie są mi miłe, ani ty!
Wraz obłąkany obrócił się ku baronom i pędził ich do drzwi krzycząc:
 Precz stąd, szaleńcy! Dajcie mi samemu uradzać z Izoldą; przyszedłem tu, aby jej świadczyć miłość. Król
uśmiał się, Izold sczerwieniała.
 Królu, wygnaj tego szaleńca!
Ale ów odparł, wciąż dziwacznym, głosem:
 Królowo Izoldo, żali nie przypominasz sobie wielkiego smoka, którego zabiłem na twej ziemi? Ukryłem język
w pludrach i zżarły jego trucizną upadłem wpodle bagniska. Był ze mnie wówczas gracki rycerz!... Czekałem
śmierci, kiedyś mi przyszła z pomocą. Izold odparła:
 Milcz, zniewagę czynisz rycerzom, zrodziłeś się bowiem i umrzesz tylko szaleńcem. Przeklęci niech będą
żeglarze, którzy cię tu przywiedli zamiast cię wrzucić w morze.
Szalony wybuchnął śmiechem i ciągnął dalej:
 Królowo Izoldo, nie przypominasz sobie kąpieli, w której mnie chciałaś zabić moim mieczem? Opowieści o
Złotym Włosie, która cię uśmierzyła? I jak cię obroniłem przeciw marszałkowi dworu o zajęczym sercu?
 Zamilcz, lichy bajarzu! Po co przyszedłeś opowiadać tu swoje majaki?! Upiłeś się wczoraj wieczór, bez
ochyby, i pijaństwo zlęgło w tobie te brednie.
 To prawda, jestem pijany, i takim napojem, iż nigdy to pijaństwo się nie rozproszy. Królowo Izoldo, żali nie
pomnisz tego tak pięknego, upalnego dnia na pełnym morzu? Uczułaś pragnienie, nie pamiętaszże tego, córo
królewska? Piliśmy oboje z jednego puchara. Od tego czasu byłem zawsze pijany, i złym pijaństwem...
Skoro Izold usłyszała te słowa, które ona jedna mogła zrozumieć, ukryła głowę w płaszczu, podniosła się i
chciała odejść. Ale król przytrzymał ją za gronostajowy płaszcz i posadził u boku.
 Czekaj trochę, Izoldo miła, iżbyśmy wysłuchali tych błazeństw do końca. Błaznie, jakie rzemiosło potrafisz?
 Sługiwałem królom i hrabiom.
 Bez łgarstwa, umiesz polować z psem, z ptakiem?
 Hej, hej! Kiedy mi przyjdzie ochota zapolować w boru, umiem poszczuć chartami żurawie latające po
chmurach, ogarami szare i białe gęsi, gołębie dzikie; sokołem nurki i bąki wodne!
Wszyscy naśmieli się do rozpuku, król zaś spytał:
49
 A cóż łowisz, bracie, kiedy polujesz na rzeczną zwierzynę?
 Wszystko, co znajdę: białozorami wilki leśne i wielkie niedzwiedzie; krogulcem dziki; sokołami łanie i
daniele; krogulcami lisy; zające kobuzami. A kiedy zajdę do kogoś w gościnę, umiem pięknie igrać tą maczugą,
rozdawać żarzące głownie między giermków, stroić lutnię i śpiewać przy niej, i miłować królowę, i rzucać na
potok wióry misternie strugane. Zaiste, żali nie jestem dobrym minstrelem? Ot, dzisiaj, widzieliście, jako umiem
szermować na kije.
I wali maczugą dookoła siebie.
Idzcie stąd  krzyczy  panowie szlachta Kornwalii! Po co was tutaj? Nie pojedliście już? Nie napchaliście
bandziochów?
Król ubawiwszy się szaleńcem zażądał rumaka i sokołów i wziął na łowy rycerzy i giermków.
 Panie  rzekła Izolda  czuję się znużona i cierpiąca. Pozwól, bym poszła spocząć w komnacie; nie mogę już
dłużej słuchać tych szaleństw.
Oddaliła się zamyślona do komnaty, siadła na łóżku i poczęła zawodzić:
 Nieszczęsna! Po cóż się zrodziłam? Serce mam ciężkie i stroskane. Brangien, droga siostro, życie jest tak
dotkliwe i twarde, iż lepsza śmierć! Jest tam szaleniec ostrzyżony w znak krzyża, który w złą godzinę przybył do
tego zamku; ten szaleniec, ten kuglarz jest znachorem lub wróżbitą, zna bowiem, godzina po godzinie, istotę mą [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • qus.htw.pl